Nr 20/2024 Promocja dizajnu
7 Wygrałem, zdobyłem, zapłaciłem…

Nr 20/2024 Promocja dizajnu

Biblioteka
  1. Wstęp

  2. Dizajn dla wszystkich. Subiektywnie o wystawach projektowania

  3. Fenomen Eindhoven. Historia i rozwój Dutch Design Week

  4. Dizajn w muzeum

  5. Między światowością a lokalnością. Dylematy promowania polskiego dizajnu na przykładzie Zamku Cieszyn

  6. Projektowe laboratorium, czyli programy wsparcia dla biznesu oparte na dizajnie

  7. Promowanie przez pisanie. Rola publikacji i krytyki w kształtowaniu projektowania graficznego

  8. Wygrałem, zdobyłem, zapłaciłem…


7 Wygrałem, zdobyłem, zapłaciłem…

Jakie są najważniejsze konkursy dla projektantów komunikacji wizualnej? Dlaczego bierzemy w nich udział i jakie korzyści może przynieść uczestnictwo twórcom na różnych etapach kariery? Kilka słów o kulisach konkursów i o wpływie, jaki rywalizacja może mieć na społeczność specjalistów od komunikacji wizualnej.

W świecie projektantów komunikacji wizualnej pewne tematy regularnie powracają. Ścierają się płyty tektoniczne dyskusji wokół identyfikacji narodowej oraz promocji regionów, rysując igłą sejsmografu kolejne I love NY po polsku. Gdzieś pod stopami bulgocze magma pytań o prawa autorskie, co pewien czas wywołując erupcję oskarżeń o plagiat. Huragan zmian technologicznych, tsunami bardziej lub mniej uczciwych przetargów i ocean kursów, których nie ma czasu zrobić. I jeszcze kropelka po kropelce kapią kwestie wycen, zarobków i sposobów na hackowanie subskrypcji pakietu Adobe, żeby oszczędzić tych kilka złotówek. W tym środowisku za dostarczenie odpowiedniej dawki dopaminy odpowiada kalendarz konkursów branżowych. Daty naborów, listy nominacji, ogłoszenia wyników, gale wręczenia nagród… Lubimy konkursy. Nawet jeśli nie zamierzamy brać w nich udziału, uwielbiamy się im przyglądać, komentować ich przebieg czy werdykty jury. Posty organizatorów ujawniające nazwiska laureatów są często najbardziej poczytnymi treściami w ciągu roku. Arena, gladiatorzy i szczęk zbroi, potem wzniesione w górę miecze i wiwatujące tłumy, a na końcu wreszcie sława i dobrobyt. Ile w tym prawdy? Zajrzyjmy za kulisy branżowych igrzysk.

Liczba i różnorodność konkursów mogą zaskakiwać. Na czele stoją konkursowi giganci – uznane, globalne przeglądy, dające przekrojowe spojrzenie na to, co aktualnie dzieje się w obszarze komunikacji wizualnej. Zdobyte w nich statuetki dumnie spoglądają z półek najwybitniejszych współczesnych biur projektowych. W tym gronie wymieniłbym Red Dot Design Award , który od 2011 roku przyznaje nagrody w kategoriach Brands & Communication Design (wcześniej był skupiony na wzornictwie), European Design Awards , a także żółty ołówek D&AD , który w większym stopniu skupia uwagę odbiorców po drugiej stronie Oceanu Atlantyckiego. Zaraz za nimi plasuje się peleton konkursów, a wśród nich: Art Directors Club Awards ; German Design Awards , będący kontynuacją Federal Award for Good Design, przyznanej po raz pierwszy w 1969 roku; Joseph Binder Awards , zbudowany na nazwisku austriackiej gwiazdy dizajnu z okresu międzywojnia. Zainteresowanie projektantów coraz skuteczniej przyciąga również Azja, gdzie rozwijają się takie marki konkursowe jak Hiiibrand  czy Macau Design Award . W ogonie znajdziemy przygasłą gwiazdę Graphis Awards , przeglądu organizowanego przez wydawcę kultowego niegdyś magazynu „Graphis”, oraz konkursy mniej umiejętnie budujące swoją publiczność, takie jak DNA Paris Design Awards  czy A’Design Award . Ten drugi zresztą stał się niemalże pomnikiem chybionej komunikacji. Na swojej stronie opisuje się jako jeden „z największych, najbardziej prestiżowych i wpływowych wyróżnień w dziedzinie wzornictwa na świecie”, zaś laureatom obiecuje możliwość spędzenia „La notte premio A” nad jeziorem Como oraz statuetkę w kształcie statku kosmicznego. Nawet gdyby przymknąć oko na te barokizmy, zrzucając je na włoskie esagerare, to jednak natrętne spamowanie skrzynek mailowych potencjalnych uczestników oraz niskiej jakości strona WWW skutecznie zniechęcają wielu projektantów do zgłaszania swoich prac.

Wychodząc poza obszar branżowych przeglądów, osoby związane z konkretną niszą projektową mogą poszukiwać konkursów specjalistycznych poświęconych swojej kategorii. Projekty stron internetowych zgłosimy do Awwwards  czy CSS Design Awards , grafikę edytorską wyślemy na Najpiękniejsze Polskie Książki , a okładki wydawnictw muzycznych do Coverawarts . Projektanci opakowań mogą wybierać spośród kilkunastu międzynarodowych przeglądów, choć w naszym regionie najbardziej prestiżowy jest organizowany przez Czechdesign Model Young Package , zaś wśród ilustratorów największym uznaniem cieszy się Bologna Ragazzi Award . Tu warto nadmienić, że istnieje osobny wszechświat konkursów związanych z projektowaniem plakatu. Plakat stał się przedmiotem kultu, którego wyznawcy głoszą wyjątkowość tej kategorii projektowej wśród innych. W obrębie tej społeczności funkcjonuje kilkadziesiąt konkursów, od tych najbardziej prestiżowych, o wieloletniej tradycji, w tym Międzynarodowe Biennale Plakatu w Warszawie , Międzynarodowe Biennale Plakatu w Lahti , Międzynarodowe Biennale Plakatu w Toyamie  czy Bienal del Cartel Bolivia BICeBé , po ich skromniejsze odpowiedniki w Meksyku, Urugwaju, Ekwadorze, Hongkongu, Stanach Zjednoczonych, Chinach, Peru i na Cyprze. Trzeba zaznaczyć, że Polska odegrała niemałą rolę w rozwoju międzynarodowej społeczności plakacistów. Wiele z tych lokalnych wydarzeń przyznaje się do bezpośredniej inspiracji warszawskim biennale i przy odrobinie dobrej woli zagraniczne przeglądy plakatu można by nazwać franczyzą konkursu zapoczątkowanego w Wilanowie w 1966 roku przez wybitnego grafika Józefa Mroszczaka. Wydarzenia, które zmieniło sposób patrzenia na plakat, niejako podnosząc go do rangi dzieła sztuki, dzięki czemu dziś oglądamy go także w galeriach i muzeach. W opozycji do tych tradycyjnych wydarzeń ustawiły się konkursy na plakat takie jak International Poster Competition  czy Weltformat , powiązane z festiwalami projektowymi w Glasgow i Lucernie. Kuratorzy tych wydarzeń promują odważne, na wskroś nowoczesne i egalitarne projektowanie graficzne. Obok wspomnianych przeglądów autorzy plakatów mogą korzystać z szerokiej oferty konkursów tematycznych. Społeczność plakacistów zorganizowała się, istnieją bardzo aktywne strony i blogi internetowe dostarczające informacji o najnowszych naborach projektów, prezentujące publiczności ostatnio wyłonionych zwycięzców. Tu za przykład może posłużyć inicjatywa paryskiej organizacji non profit Poster for Tomorrow , blog PosterPoster , założony przez amerykańskich pasjonatów plakatu, czy Poster/Blog  – facebookowy kanał Agnieszki Ziemiszewskiej, wykładowczyni Polsko-Japońskiej Akademii Technik Komputerowych w Warszawie.

W Polsce do największych przeglądów projektowania komunikacji wizualnej należą konkurs Klubu Twórców Reklamy (KTR) , Projekt Roku STGU  oraz czasowo zawieszony Polish Graphic Design Awards . Graphic design jest obecny także w takich konkursach jak Make Me , towarzyszący Łódź Design Festival czy Dobry Wzór , organizowany przez Instytut Wzornictwa Przemysłowego. Uzupełniając naszą listę, należałoby wspomnieć o przeglądach regionalnych (Śląska Rzecz ) i konkursach skupiających się merytorycznie jedynie na wycinku naszej branży, jak w przypadku Muzeum Widzialnego , poświęconego projektowaniu dla instytucji muzealnych. Studenci znajdą przestrzeń do prezentacji swoich prac w ramach przeglądu towarzyszącego konferencji Agrafa  oraz w konkursie Font nie Czcionka . Mają także szansę skonfrontować swoje prace licencjackie i magisterskie z realizacjami studentów z Czech, Słowacji i Węgier, biorąc udział w Graduation Projects  organizowanym przez Zamek Cieszyn. W końcu wypada wymienić także projekty skierowane do branży reklamowej, w tym Cannes Lions , Effie Awards , Young Creatives  czy Innovation , poszukujące laureatów także wśród projektantów komunikacji wizualnej uwikłanych w działania związane z reklamą na różnych poziomach i w różnym charakterze.

Pod lupą

Mamy więc przed sobą szkic mapy konkursowej, w którą projektanci mogą dowolnie wbijać pinezki, podążając za swoimi marzeniami lub obranymi celami. Albo przeciwnie – zasłaniając oczy i celując na oślep. Nie jest tajemnicą, że udział w konkursach na ogół jest płatny i wynosi od kilkudziesięciu do kilku tysięcy złotych za zgłoszenie pojedynczej pracy przy najbardziej prestiżowych wydarzeniach. Natomiast młodych projektantów może zaskoczyć fakt, że w takich przeglądach jak KTR, Red Dot czy European Design Awards koszty nie kończą się na etapie zgłaszania projektu. Po otrzymaniu informacji o przyznaniu nagrody będziemy zachęcani do udziału w gali i odbioru statuetki, które to przyjemności – i owszem – musimy opłacić z własnej kieszeni. Trzeba więc być przygotowanym na kolejny wydatek rzędu paru tysięcy. Kilka lat temu w środowisku projektantów krążyła plotka, jakoby Polacy byli na pierwszym miejscu wśród laureatów, którzy otrzymali prestiżowego Red Dota, ale nie odebrali przysługujących im zaszczytów oraz statuetek – zapewne wystarczyła darmowa satysfakcja.

Poza skalą, kosztami udziału i listami kategorii projektowych rozbieżności dostrzeżemy także w przebiegu konkursów, od naboru projektów, przez etapy preselekcyjne, po wyłanianie zwycięzców i wręczanie nagród. Konkursy różnią się w tej materii znacząco – pod kątem merytorycznym, specyfikacji technicznych dla zgłaszanych prac oraz mechaniki działania gremiów preselekcyjnych i jury. Dosyć powszechną praktyką po okresie pandemii jest ograniczenie zgłoszeń do postaci cyfrowych obrazków – formy optymalnej dla przeprowadzenia selekcji prac online. To niestety sprawia, że projekty będące realnymi, fizycznymi obiektami oceniane są często na podstawie płaskich wizualizacji, dodatkowo konkurując z hiperrealistycznymi, nieistniejącymi mockupami (choć tu coraz częściej z pomocą przybywa możliwość dołączenia różnego rodzaju multimediów do zgłoszeń). Wpływ na pracę jury ma także sposób opisywania prac. Najbardziej prestiżowe konkursy obok „gołego” opisu technicznego projektu wymagają informacji dotyczących kontekstu jego powstania, briefu, który otrzymał projektant lub wręcz danych prezentujących rezultaty marketingowe lub sprzedażowe po wykorzystaniu pracy. Większa ilość informacji pozwala na głębszą analizę dzieł w ramach komisji konkursowej oraz zestawianie ich ze sobą w sposób bardziej zobiektywizowany – w takich przypadkach maleje szansa na nietrafione wyróżnienia dla prac na przykład niewdrożonych lub niemożliwych do realizacji w zaproponowanej formie, nieskutecznych czy oderwanych od realiów rynkowych.

Kiedy mowa o kryteriach oceny, organizatorzy konkursów często poszukują odmiennych wartości w zgłaszanych projektach. W opisie Projektu Roku STGU znajdziemy sformułowanie, że konkurs ten „wykracza poza ocenę estetyczną, poddając refleksji funkcje designu oraz odpowiedzialność społeczną twórców”1. W tym samym KTR podkreśla rolę innowacji oraz adekwatności dobranych narzędzi do celów stojących za projektem2. Uważne oko dostrzeże, że w obu konkursach, mimo że rozpatruje się często na te same prace, oceniane jest coś zupełnie innego. Kryteria konkursowe różnią się z uwagi na specyfikę konkursu, ilość kategorii oraz charakter organizatora. Niektóre z konkursów za cel postawiły sobie zestawianie prac w obrębie dosyć wąsko zakreślonych kategorii, zbliżonych formalnie, licząc na zmniejszenie amplitudy możliwych ocen. Inne, na przykład wspomniany Projekt Roku, podchodzą do tego, zderzając ze sobą prace mieszczące się w różnych kategoriach formalnych. Projekt Roku motywuje to następująco: „Kategorie konkursu są zdefiniowane w taki sposób, aby znajdować punkty styku w miejscach interesujących z perspektywy STGU”3. Konkursy tego typu próbują analizować ogólne tendencje w branży, szukać projektów symptomatycznych bez względu na kategorię formalną, patrząc niejako z lotu ptaka na komunikację wizualną.

Sposób oceny prac bywa jednak powodem krytyki konkursów. Często nieprecyzyjne wskazanie kryteriów oraz – z uwagi na wąskie środowisko – fakt, że w gronie jury zawsze można doszukać się znajomego, współpracownika lub szefa, generuje sporo negatywnych opinii i spekulacji dotyczących uczciwości werdyktów jury. Tomasz Maciąg, współwłaściciel Fuse Collective, pisze: „Konkursy są dla mnie jak czarna skrzynka. Nie wiem, co się w środku dzieje. Na koniec widzę jakiś efekt w postaci nagród. Często nie bardzo rozumiem, skąd on się wziął”4. Ten brak zaufania kontruje Marcin Wolny, projektant, członek komisji rewizyjnej STGU, opisując swój udział w jury konkursu KTR: „Zwolenników makiawelicznych i spiskowych wizji obrad, zakulisowych intryg, korupcyjnych układów i orgii z szampanem, koksem i ostrygami […] zapewniam, że są to bardzo intensywne, gęste od merytoryki, wielogodzinne, ale też bardzo ciekawe nasiadówki z kompetentnymi ludźmi”5. Jako wieloletni kurator i koordynator Projektu Roku STGU oraz juror konkursów w Polsce i za granicą mogę się w pewnym sensie zgodzić z obiema opiniami. Nie spotkałem się jeszcze z takimi obradami, w których jurorzy traktowaliby swoją rolę niepoważnie – zawsze były to dyskusje profesjonalistów, świadomych wagi swoich opinii oraz celu spotkania. Poziomu tych dyskusji nie da się porównać do codziennych rozmów czy wątków rozwijanych na forach internetowych. Z drugiej jednak strony praca jurorów ograniczona jest czasem, w którym muszą oni dokonać oceny oraz liczbą projektów, którym muszą się przyjrzeć, co nie zawsze pozwala na dogłębną analizę. Tym bardziej istotne jest, aby zgłaszający ilustrowali i opisywali swoje prace w taki sposób, aby dostarczać kluczowe informacje pozwalające jak najlepiej zapoznać się z projektem w możliwie krótkim czasie.

Promocja

Docierając do powodów, dla których projektanci biorą udział w konkursach, na forach internetowych najpierw będziemy musieli przebrnąć przez memowe posty à la: „Nigdy nie brałem udzialu, ale myślę, że jak się wpłaci na przykład 300 PLN wpisowego […], to potem można iść z torbom6 na galę i wziąć żarcia za 900 PLN, innego sensu nie widzę”7 (@Krzesimir Drachal). Wbrew pozorom wspomniany komentarz podsuwa poważne argumenty za tym, dlaczego wiele studiów projektowych oraz freelancerów jednak decyduje się na udział w konkursach – najwyraźniej istnieje szansa, aby wyciągnąć z nich więcej, niż się włożyło.

Studia niemające na swoim koncie nagród traktują konkursy jako certyfikaty jakości, uwiarygodnienie w oczach zamawiających. Rene Wawrzkiewicz, kurator Polish Graphic Design Awards: „Bezpośredni wpływ konkursów na sprzedaż jest znikomy. Klienci nie śledzą konkursów designerskich. Podobnie, jak designerzy nie śledzą, kto jest na topie w branży dentystycznej. Inną kwestią jest to, czy dyplomy, certyfikaty i wyróżnienia u dentysty wpływają na nasze wybory medyczne, zaufanie do lekarza i chęć zapłacenia tej czy innej ceny”8. Projektant i wykładowca ASP w Gdańsku Michał Pecko potwierdza tę tezę: „O ile nie zdarzyło mi się, żeby po wygranej skrzynka mejlowa zapełniła się propozycjami pracy, o tyle już kilkakrotnie była ona mocnym argumentem podczas negocjacji finansowych z klientem”9. Mateusz Machalski, projektant i kurator związany z warszawską Akademią Sztuk Pięknych, dodał w prywatnej rozmowie, że posiadanie orderów na klapie się przydaje – nie chodzi o to, żeby cały rok chodzić obwieszony nimi jak radziecki generał, ale aby w kluczowych momentach negocjacji z klientem mieć je na podorędziu, w razie czego. Podobnie puentuje sprawę Marcin Wolny: „Bezpośredniego wpływu sprzedażowego nagród nigdy nie mierzyłem, ale wydaje mi się dość oczywiste, lepiej mieć nagrody, niż nie mieć”10.

Z powyższych relacji wynika, że sukcesy w konkursach nie mają bezpośredniego przełożenia na pozyskanie nowych klientów – co natomiast z klientami, z którymi już współpracujemy? Dla Kamy Schinwelskiej Brzezińskiej ze studia Elipsy „branie udziału w konkursach jest rodzajem reklamy. Jak coś wygramy lub jesteśmy nominowani, to nasi klienci – głównie instytucje kultury – są głównymi odbiorcami tej wiadomości, zachęca to ich do zlecania nam kolejnych projektów”11. Robert Mendel, znany z pracy w studio UVMW, także zdaje się grać tą kartą: „Możesz pokazać klientowi, że te ryzykowne decyzje przynoszą efekty, nie tylko finansowe […]. Dzięki temu można budować długofalowe współprace”12. Grzegorz Derlukiewicz, CEO studia Third What, potwierdza: „[Konkursy] stwarzają okazję komunikacyjną dla rynku: możemy powiedzieć o nominacjach, nagrodach w naszej komunikacji socialowej – jest to na pewno budowanie marki, choć nigdy nagrody nie były czynnikiem decydującym dla klientów […], to miły benefit dla zleceniodawcy, jeśli to, co zrobiliśmy wspólnie, zostaje uhonorowane – to potwierdzenie, że dokonali dobrego wyboru i że rezultaty są doceniane”13.

Nieco inaczej na udział w konkursach zapatrują się projektanci oferujący swoją pracę innym projektantom, freelancerzy, dla których nagrody skutkują podniesieniem ich rozpoznawalności wewnątrzśrodowiskowej. Jan Estrada Osmycki specjalizujący się w tworzeniu krojów pism zwraca uwagę, że „w projektowaniu fontów bardzo ważna jest relacja z innymi projektantami graficznymi, bo to oni zazwyczaj szukają fontów do projektów i polecają je klientom”14. W podobnym tonie wypowiada się projektantka digitalowa Gabriela Baka: „Zwycięstwa […] sprawiły, że rozpoczęłam pracę nad kilkoma projektami z innymi agencjami, oraz dały mi możliwość sprawdzenia się w nauczaniu online”15. Konkursy są zatem dobrym narzędziem do budowania marki osobistej.

Podsumowując, udział w konkursach może się opłacać. Korzyści – wymierne lub mniej policzalne – jedak istnieją i potrafią przewyższać poniesione nakłady. Nagrody można traktować w różny sposób, w zależności od momentu kariery, w którym znajdują się osoby zgłaszające prace. Z perspektywy byłego organizatora oraz osoby zaangażowanej w rozbudowane procesy konkursowe dodałbym też, że tego typu inicjatywy są także dużą porcją wiedzy dla analityków, strategów komunikacji, osób badających trendy, kuratorów wystaw i festiwali związanych z dizajnem. Jak to ujął Robert Mendel, „konkurs jest […] raportem rocznym dla branży i zarazem narzędziem strategicznym dla wszystkich, którzy potrafią analizować zbiory danych. Nagrodzone projekty mówią, w którą stronę podążamy, gdzie jest twoja konkurencja i konkurencja twoich klientów”16. Anna Zimecka, dyrektorka projektów Stowarzyszeniu Komunikacji Marketingowej SAR, potwierdza: „Coroczna możliwość brania udziału w konkursach oraz obserwowania najlepszych, pomaga analizującym je podmiotom stawać się organizacjami uczącymi się. Najlepsze casy stają się przedmiotem badań, źródłem szkoleń i prezentacji szkoleniowych”17.

Terapia

„Wygrana w konkursie to superzastrzyk dobrej energii dla teamu projektowego”18 – zapewne mało kto nie zgodzi się z Marcinem Wolnym. Sęk w tym, że ze środowiska wypływa też mniej pozytywny obraz. Rober Mendel pisze o projektantach komunikacji, że „jest to wyjątkowo konkurencyjne środowisko, pełne ludzi z wielkim ego i przerośniętymi ambicjami”19. Wielu z nas traktuje udział i wygrane w konkursach jako wciąż jeszcze dosyć tanie źródło endorfin, a każda osoba funkcjonująca choćby kilka lat w tej branży słyszała o projektach realizowanych w oderwaniu od rzeczywistości, albo z czystego wyrachowania, na nagrodę. Tym samym konkursy bywają także źródłem patologii i niekiedy przybierają kształt wewnątrzśrodowiskowej ślepej bijatyki o uwagę. „Jeśli chodzi o udział, to największym profitem jest satysfakcja, że się wygrało”20, uważa Marcin Wolny. A co, jeśli się nie wygrało? A co, jeśli wygrał projekt w twoim mniemaniu słabszy, jeśli nie zgadzasz się z wyborem, co wtedy? Mam wrażenie, że w kraju nad Wisłą, w którym projektanci o prestiż swojego zawodu wciąż muszą jeszcze walczyć, zbyt wielu z nas lokuje w konkursach wielkie oczekiwania, traktując zwycięstwa jako formę terapii, nagrody za wszystkie te trudy, przez które każe nam przebrnąć wybrana ścieżka kariery.

Newsy konkursowe najczęściej docierają do nas przez tych, którzy te nagrody zgarniają, od laureatów będących na haju po otrzymaniu „miecza” lub „ołówka”. Zastanawiam się, czy potrafilibyśmy odwrócić reflektor i skierować jego światło w inne miejsce, aby nasze dość małe środowisko miało szansę wyciągnąć coś więcej z konkursów. W wywiadzie dla magazynu „GrafMag” Weronika Harzyńska, organizatorka cyklu spotkań SantaGrafika, posłużyła się terminem „community over competition”. To tutaj szukałbym największego potencjału – w spojrzeniu na konkursy, competition, przez pryzmat community. W mojej opinii szansa na level up leży w rękach organizatorów, którzy mają możliwość rozwinięcia kilku istotnych obszarów: realnego wsparcia młodych twórców w wejściu na rynek pracy, promowania branży wśród potencjalnych klientów czy udostępniania narzędzi sieciujących projektantów. Te kilka godzin spędzonych na scenie podczas gali wręczenia nagród mogłoby posłużyć nie tylko jako pożywka dla własnych ambicji, ale także jako wkład w nasze kolektywne zasoby wiedzy – to idealny moment na przedstawienie kontekstu powstania pracy czy opowiedzenie o procesie projektowym. Tutaj także leży szansa na dostrzeżenie naszej branży poza jej granicami – niech przykładem będzie choćby słowacka Narodowa Nagroda za Design, na której galę potrafi przyjść minister kultury. Projektanci są wówczas postrzegani jako wartościowa klasa społeczna, jako potencjał, z którego można skorzystać przy tworzeniu polityki społecznej czy zagranicznej promocji, tak jak w przypadku Szwajcarii lub Holandii. „Akceptacja statusu danej dziedziny może być wymagana od społeczeństwa wtedy, gdy ogólna społeczność praktykujących tę dziedzinę przyjmuje wspólne podejście. Gdy takie standardy zostają utworzone, dana profesja zyskuje wzrost szacunku, pozycji, wpływu, niezależności oraz wyznaczoną wartość”21 – możemy przeczytać w Kodeksie postępowania zawodowego dla projektantek i projektantów, opracowanym przez Międzynarodową Radę Designu IcoD. Byłoby wielkim sukcesem, gdybyśmy wspólnymi siłami wypozycjonowali naszą grupę zawodową tak, aby ugruntowany status i zwyczajny dobrostan okazały się cenniejsze niż kurzące się statuetki.