Nr 19/2023 Z punktu widzenia…
4 Miasto jako przestrzeń kultury

Nr 19/2023 Z punktu widzenia…

Biblioteka
  1. Wstęp

  2. Projektowanie skoncentrowane na życiu – wołanie o nowy paradygmat

  3. Deaf design? Wyzwania projektowania inkluzywnego na przykładzie wystawy Głusza w Muzeum Śląskim

  4. Modernistyczna arkadia i przestrzenie kompensacyjne z punktu widzenia architektki

  5. Miasto jako przestrzeń kultury

  6. Ciało i środowisko jako aktywny współpodmiot poznania – wiedza ucieleśniona w pracy z gliną

  7. Unaukowić dizajn, czyli jak powstało wzornictwo przemysłowe. Kultura projektowania w Polsce lat 60.

  8. Razem z przemysłem w służbie społeczeństwu. Powołanie Stowarzyszenia Projektantów Form Przemysłowych w 1963 roku w kontekście międzynarodowym


4 Miasto jako przestrzeń kultury

Przestrzenią publiczną zajmujemy się w Towarzystwie Projektowym od wielu lat. Powstały liczne projekty, które można zobaczyć na ulicach różnych miast, można z nich korzystać, po prostu są.

Kontekst był zawsze dla nas punktem wyjścia podczas projektowania. Miał zasadnicze znaczenie. Sprzeciwialiśmy się, gdy nasze projekty zrealizowane dla jednego miasta, czy jego fragmentu, próbowano powtórzyć gdzie indziej. Bo choć przestrzenie publiczne różnych miast coraz bardziej się do siebie upodabniają, wciąż stanowią „środowisko miejskie”, które buduje poczucie przynależności i tożsamości jej mieszkańców. Równocześnie ich niepowtarzalna atmosfera jest atrakcją i przyciąga nowych mieszkańców oraz turystów, skłania do podróżowania, a także podziwiania zanikającego powoli fenomenu odmienności.

Przestrzeń publiczna, której na co dzień zwykle nie zauważamy, bo stała się naszym „naturalnym środowiskiem”, czy też po prostu najbliższym otoczeniem, ma kluczowe znaczenie dla każdego – zarówno w wymiarze indywidualnym, jak i jako członka wspólnoty. W dobie szybkiego rozwoju technologii cyfrowej i sztucznej inteligencji warto zastanowić się, jaki te zjawiska będą miały wpływ na przestrzeń publiczną. To już jest i nadal będzie jeden z kluczowych problemów. Moje uwagi i perspektywa projektanta prezentowane w tym artykule, nie będą dogłębną analizą przemian w ujęciu historycznym, nie stanowią też metodycznego badania współczesnych miast, ale mogą być pretekstem do dyskusji w szerszym gronie, które powinno obejmować także humanistów i twórców.

Zacznę od tego, że dla mnie osobiście przestrzeń publiczna jest przede wszystkim częścią kultury, jest jednym z jej widocznych przejawów, równocześnie tworzy jej ramy i stanowi dla niej kontekst. To kultura jako obszar wymiany myśli i idei wpływa na to, jaka przestrzeń w rzeczywistości jest i w jaki sposób się zmienia. Jako część kultury przestrzeń publiczna jest też przestrzenią informacji, w której funkcjonuje wspólny język, czasem różne języki etniczne, zarówno w formie oralnej, jak i tekstowej, oraz język wizualny, często (choć nie zawsze) pełny znaczeń i symboli. Dzięki temu możemy się ze sobą komunikować, prowadzić dialog, spotkać drugiego człowieka. Wydaje mi się, że to właśnie kontekst kulturowy przestrzeni publicznej popycha nas nieustannie do jej zmian, także tych radykalnych, odnowy czy regeneracji oraz przeprowadzania eksperymentów, i to na żywym organizmie. Pojawiają się tu różne pytania i problemy.

Po pierwsze, mamy świadomość, że rozwój miast, w tym przestrzeni publicznych (albo ich upadek), to ciągły proces, często dość żywiołowy i nieprzewidywalny, że ostateczne cele rzadko są osiągane, że to, co dziś nazywamy „miastem i miejskością”, do czego czasem tęsknie się odwołujemy, to mgliste wyobrażenie, czy też sentymentalna wizja wyidealizowanej przeszłości. Jednak procesy i stosunki społeczne, przewroty cywilizacyjne i technologiczne zachodzą bardzo dynamicznie, stosunki społeczne i style życia zmieniają się gwałtownie i szybciej niż struktury przestrzenne, i dlatego miasto jest zawsze w niedoczasie w stosunku do naszych oczekiwań. Tylko w ostatnich dwóch dekadach obserwujemy wciąż nowe alternatywne rozwiązania, postulaty, ruchy, usługi i profesje. Świadczą o tym hasła takie jak: smart city, slow city, co-working, co-housing, fair design, fair building, booksharing, foodsharing, carsharing, new mobility culture, obieg zamknięty czy regeneracja klimatyczna. Powracają do łask transport publiczny, rower i hulajnoga. Niezależnie jednak od tego wszystkiego cały czas jesteśmy świadkami walki o przestrzeń publiczną, której front przebiega pomiędzy postrzeganiem miasta jako maszyny do zarabiania pieniędzy, powodującego wiele wykluczeń i nierówności, a miastem habitatem pluralistycznym, o demokratycznej strukturze, z miejscem na dialog, dbającym o dobrostan mieszkańców, otwartym na nowe prospołeczne rozwiązania. Problem stanowi komercjalizacja i zawłaszczanie przestrzeni. Wynika z nich najczęściej nie tylko chaos przestrzenny, ale także chaos informacyjny. Komunikaty, jakie odbieramy dziś w przestrzeni publicznej, nie różnią się od tego, co serwują nam na co dzień media – te same twarze, te same narracje, ta sama reklama. Zdarza się często również upolitycznianie i rozkradanie przestrzeni, polegające na arbitralnych decyzjach dotyczących nazw, symboli, inwestycji i ich funkcji według z góry narzuconej ideologii czy woli politycznej.

Po drugie, globalizacja w obecnej formie, szczególnie w obszarze kultury, jak i nasza ogromna mobilność, nie ułatwiają tworzenia się trwałych lokalnych wspólnot. Mamy do czynienia z coraz większą liczbą rzeczy i zdarzeń jednorazowych, czasowych i masowo powielanych na całym świecie, a to przecież kultura tworzyła zawsze lokalności o zróżnicowanych cechach, dając szansę na wspólne działania mieszkańców i ich efektywność. W wielkich aglomeracjach, w których przestrzeń publiczna jest coraz bardziej zhomogenizowana, takie możliwości zanikają.

Po trzecie, zainteresowanie społeczne problematyką miejską, docenianie jej wagi i wiedza na jej temat wciąż nisko stoją w hierarchii wartości podstawowych, co potwierdzają nie tylko pobieżne obserwacje, ale też badania. Przyczynia się to, jak już wspominałem, do chaosu przestrzennego i informacyjnego, a także niekontrolowanej suburbanizacji oraz niskiej jakości przestrzeni publicznej. Pogłębia to fakt, że jak nigdy dotąd budujemy coraz więcej i coraz szybciej, co stanowi naturalny przejaw ludzkiej aktywności, ale wciąż bardziej jako żywioł, a nie racjonalna gospodarka naszymi zasobami.

Po czwarte, obserwujemy, jak szybko świat cyfrowy stał się częścią przestrzeni publicznej jako źródło niezliczonych (wiąże się to z jakością) informacji o mieście, jako narzędzie do sprawnego nawigowania, przemieszczania się, korzystania z różnego rodzaju usług, ale także jako narzędzie do organizowania protestów społecznych i innych aktywności. Dzięki technologii cyfrowej tworzy się wirtualne miejsca, obiekty, spacery oraz przestrzenie nierzeczywiste i wyobrażone w „naszym mieście”. Poza zasięgiem internetu pozostają na razie: bezpośrednia relacja z drugim człowiekiem, doświadczenie rzeczywistego ruchu, światła, zapachu, lokalnego kolorytu i atmosfery, pogody czy miejscowej kuchni w wersji oryginalnej. Ta zmiana funkcjonowania i poruszania się we współczesnych miastach z użyciem nowych narzędzi oraz stały ich rozwój sprawiają, że ilość informacji w przestrzeni publicznej rośnie nieprzerwanie i lawinowo. Ten nadmiar i szum informacyjny, wizualny chaos, a czasem odrealnienie miast powodują, że stają się one, jak nazywa to Manuel Castells, „przestrzenią przepływów […] nierównych szans i nierównomiernej mobilności”1.

Jak czytać dziś miasto, jak wykorzystać tę całą nową infrastrukturę, nowe serwisy miejskie i aplikacje, aby przestrzeń publiczna była w większym stopniu przestrzenią poznania, wymiany, która przyczynia się do likwidowania, a nie wywoływania napięć. Myślę, że choć traktuje się te zmiany jako pewne zagrożenie, można dostrzec w nich również szansę.

Cofnijmy się na chwilę o 100 lat w czasie, w którym mogliśmy zaobserwować znaczącą ewolucję poglądów na temat kształtowania i rozwoju miast oraz przestrzeni publicznej. Oto parę charakterystycznych przykładów.

Dzielnica Voisin, 1925 – koncepcja Le Corbusiera, w której zamieniono bardzo gęstą zabudowę XIX-wieczną na punktowe zblokowanie ludzi, oferując w zamian światło, zieleń i przestrzeń. Wiemy, jakie były skutki takich koncepcji, chociaż miały one swój kontekst.

Kopuła nad Manhattanem, przełom lat 50. i 60. – koncepcja Buckmistera Fullera przykrycia części Manhattanu geodezyjną kopułą, co uwypukla ówczesną niezachwianą wiarę w możliwości techniki i chęć uniezależnienia się od natury, a przy okazji zrobienia biznesu. Oszczędności w ciągu 10 lat na odśnieżaniu, sprzątaniu i ogrzewaniu miały pokryć koszty inwestycji. Że byłoby to możliwe – Buckmister Fuller pokazał na wystawie światowej w Montrealu, budując amerykański pawilon w kształcie kuli o średnicy 76 m.

Zabudowa Zatoki Tokijskiej, lata 70. – koncepcja Kenza Tangego podobna pod względem skali, nowatorstwa i innowacyjności rozwiązań do projektu Buckmistera Fullera.

Eden, 2001 – zrealizowany projekt Grimshaw Architects o powierzchni ponad dwóch hektarów w Kornwalii. Był próbą stworzenia ogromnego laboratorium do badania możliwości adaptacyjnych przyrody, nowych możliwości technologicznych. Równocześnie jest to próba zrozumienia natury, co oznacza, że po 50 latach od koncepcji Buckmistera Fullera następuje zmiana paradygmatów.

Oceanix City, 2019 – południowokoreańska koncepcja miasta pływającego, autorstwa BIG Architects: zrównoważona powtarzalna struktura dla 10 tysięcy ludzi, zapewniająca habitat mieszkańcom nadmorskich miast w przypadku podniesienia się poziomu mórz, które do 2050 roku ma dotknąć 90% tych miejscowości.

The Line, Neom, 2020 – projekt Morphosis w Arabii Saudyjskiej, miasta o długości 170 i szerokości dwustu metrów dla paru milionów mieszkańców Ma być najnowocześniejszą metropolią świata, całkowicie samowystarczalną. Budowana jest na pustyni, ale z poszanowaniem krajobrazu i natury, może tylko z pozoru nieprzyjaznej, zobaczymy. Większość kompleksu ma być gotowa w 2030. Pytanie, czy powstaje również z poszanowaniem praw człowieka.

Hot Heart, 2021 – projekt Carlo Ratti Associati w Helsinkach, który stołecznej gminie pozwoli na osiągnięcie neutralności węglowej w zakresie ogrzewania do 2030 roku, przy obniżeniu kosztów o 10% w porównaniu z obecnymi, konwencjonalnymi metodami. Znajdujące się u wybrzeży miasta wyspy zostały zaprojektowane w celu magazynowania energii cieplnej na chłodne zimowe miesiące w stolicy, a jednocześnie mieszczą sztucznie podtrzymywane lasy tropikalne i różnorodne ekosystemy z całego świata, aby służyć jako rozległa, nowa rekreacyjna przestrzeń publiczna.

I ostatni projekt: Platform for Humans and Birds, 2021 – projekt badawczy Studio Ossidiana pokazany na przedostatnim Biennale Architektury w Wenecji. Skupia się on na poszukiwaniu zależności, relacji i granic pomiędzy różnymi gatunkami, a przestrzeń publiczna staje się tu przestrzenią dla wielogatunkowej populacji.

Takich innowacyjnych projektów jest coraz więcej, są coraz bardziej realne, będą powstawać i jest to nieuniknione. Tworzą się w ten sposób nowe, ale też bardzo różne koncepcje miasta, sposobu ich funkcjonowania i zamieszkiwania. Czasem jest to dopiero faza laboratoryjna, ale czasem już dość zaawansowana.

To tylko ostatnie 100 lat w historii rozwoju miast i nawet nie sięgając głębiej, można zobaczyć, jak radykalnie zmieniały się i dalej zmieniają poglądy na ten temat, na temat miejskości, zamieszkiwania czy stosunku do natury. Miasta przyszłości będą wyglądać inaczej niż dziś, ale najprawdopodobniej wciąż ponawiane będą próby powrotu do tradycyjnej formy przestrzeni publicznej i będą równocześnie realizowane wizje miast, w których żyje się zupełnie inaczej.

Problemy i zmiany, które następowały i następują, można wyczytać z rysunku tych miast, z ich struktury. Zapisy przestrzenne mówią nam wiele o historii, rozwoju, stosunkach społecznych i gospodarczych, o kulturze i sztuce, bo miasto jest zapisem przeszłości, ale wiemy też, że to właśnie miasta tworzą przyszłość, tkwi w nich zalążek tego, co nastąpi.

Wydawało się, że Prawo do miasta, esej Henriego Lefebvre’a z 1967 roku, dał początek walki o to prawo, ale – jak pisze David Harvey w Buncie miast – to przede wszystkim ruchy miejskie i „ulica” funkcjonujące w tamtych czasach doprowadziły do powolnych, ale postępujących zmian. Trzeba jednak pamiętać, że prawo do miasta jest czymś znacznie szerszym niż prawo dostępu do jego zasobów, jest prawem do zmian, zmian, jakich pragniemy, i prawem bardziej kolektywnym niż indywidualnym2. Obecnie zmiany, które możemy zaobserwować, są zmianami jednostkowymi, lokalnymi, jeszcze nie systemowymi, ale już dość znaczącymi. To, co zmienia się przede wszystkim na przestrzeni ostatnich lat, to prawa, o które upominają się ludzie: do czystego powietrza, kobiecej perspektywy, ciszy, ale także prawo dla naszych nie-ludzkich przyjaciół i współmieszkańców. Uświadamiamy sobie coraz silniej, że nie jesteśmy sami, tylko tworzymy wielogatunkową wspólnotę. Podejmowanych jest coraz więcej prób projektowania uwzględniającego rzeczywiste potrzeby i istniejący kontekst, a nie realizację na sucho skalkulowanych programów. Stare miasta mają przecież ogromną zdolność do przemiany, adaptacji, regeneracji. Jak świątynie pogańskie można było zaadaptować na świątynię chrześcijańskie, a siedzibę partii komunistycznej na centrum finansowo-biznesowe, tak i miasta dają się wciąż na nowo przekształcać. Przykładów było i jest wiele.

Wiadomo też, że atrakcyjność miejskich przestrzeni publicznych jest magnesem przyciągającym ludzi, że miasta charakterystyczne, o specyficznych cechach przestrzennych, krajobrazowych i historii mają największy potencjał umożliwiający rozwój, ale – jak pisze Umberto Eco – „podstawowy sekret dobrego miasta polega na tym, że daje ono ludziom szansę, żeby mogli działać i być odpowiedzialni za swoje działania, a nie przymusza do wpisywania się w wymyślony świat harmonii i ustalony z góry porządek”3. Obawiam się, że wiele z tych nowych koncepcji miast nie będzie spełniać tego warunku, że nowi inwestorzy będą, jak bywało to w przeszłości, realizować osiedla czy całe miasta zaprojektowane od A do Z. Na razie wszystko zmierza w tym kierunku, może nastąpi jakiś nagły zwrot akcji.

Powracając do samej przestrzeni publicznej, powtórzę raz jeszcze – dla mnie jest przestrzenią kultury, a więc obszarem, na którym ścierają się odmienne poglądy i postawy, wyobrażenia, tęsknoty i marzenia. To miejsce na różnorodne aktywności, w tym działania artystyczne, to miejsce spotkań o bardzo różnym charakterze, to też kanały transportowo-komunikacyjne, to miejsce zabaw i rozrywki, to możliwość bycia razem, a zarazem osobno, to miejsce relaksu i odpoczynku, to także miejsce kultu, to obszar przekazywania informacji i komunikacji społecznej, to miejsce, gdzie buduje się tożsamość miasta i poczucie przynależności, to miejsce wyrażania swoich przekonań, to miejsce dla jeszcze bardzo wielu innych aktywności.

Mówię tu o przestrzeni publicznej jako projektant, a więc też w kontekście projektów, które były i są jeszcze do zrealizowania, które w potocznym i szerokim tego słowa znaczeniu meblują miasto, tworząc ład wizualny i informacyjny w przestrzeni, która – o czym nie możemy zapominać – jest przestrzenią wspólną i wprowadzając w niej jakieś zmiany właściwie, nie pozostawiamy ludziom żadnego wyboru. Takiego wyboru najczęściej nie mamy, przeprowadzając się do nowych miast, czy też do nowych dzielnic. Nie ma tam zbyt wiele miejsca na prowadzenie konsultacji, dialogu czy oddolne inicjatywy. Powszechnie uważa się, że przyjemniej jest przyjść na gotowe, i będzie szybciej… Ale czy tak być musi?

Jaka i czym będzie w przyszłości przestrzeń publiczna, jakie będzie pełniła funkcje i jak ją będziemy projektować (jeśli w ogóle), to jedno z pytań podstawowych, na które każdy z nas, kto zajmuje się przestrzenią publiczną, ale nie tylko, powinien sobie odpowiedzieć. Takie przewidywania i prognozy potrzebne są nam także w bieżącej działalności projektowej, która winna zaspakajać nie tylko chwilowe, aktualne potrzeby. Ciekawe też, czy w przyszłości wprowadzone do przestrzeni publicznej na jeszcze większą skalę nowe technologie, w tym sztuczna inteligencja, będą pogłębiać panujący chaos, czy też uda się go ograniczyć? Czy uda się zachować różnorodność przestrzeni publicznych, a może jednak dalej będzie postępować ich homogenizacja.

Działania projektowe w przestrzeni publicznej podzieliłem sobie – na własny użytek – na trzy przenikające się obszary: działania strukturalne w skali całego miasta, działania lokalne i działania nieprzewidywalne, często efemeryczne, ale niesłychanie ważne ze względów wspólnotowych. Różne są ich zakresy i obszary projektowe, różna też siła oddziaływania na odbiorców i otoczenie, natomiast w każdej z tych sytuacji – taka sama odpowiedzialność. Wobec nadmiaru, jakiego doświadczamy, działania nasze powinny być nastawione na redukcję i samoograniczenie, na porządkowanie i wydobywanie tego, co wartościowe, z drugiej zaś – na dodawaniu różnych przejawów aktywnego uczestnictwa, w tym wprowadzania nowych technologii i nowego sposobu zarządzania. Ciekawy jestem, czy wciąż jeszcze, albo jak długo jeszcze, skuteczność protestu społecznego na ulicach będzie większa od protestu w sieci? Mamy przecież świadomość, że nowe technologie dają także nowe możliwości sprawowania władzy. Można wykorzystać je do pozytywnych działań, ale można też dezinformować, kontrolować społeczeństwo i sterować nim na masową skalę. W każdym razie czy projektujemy tradycyjną przestrzeń publiczną, czy nasyconą nowymi technologiami, wyzwanie zawsze jest takie samo, a polega na tym, że w każdym przypadku kontekst jest inny i wymaga indywidualnego podejścia, ponieważ powielanie gotowych rozwiązań, choć prostsze, rzadko się sprawdza na dłuższą metę. Dla wielu inwestorów i projektantów podstawą przy podejmowaniu decyzji dotyczących przestrzeni publicznej są różnego rodzaju badania, przedkładane nad konsultacje, a tym bardziej nad obserwację, którą swego czasu zaproponował Jan Gehl. Wolą rozwiązania „statystycznie uśrednione” niż poddanie się mechanizmom demokracji bezpośredniej oraz presji. Słusznie twierdzi dr Ada Kwiatkowska, że tam, gdzie ludzie uzyskują świadomość, że przestrzeń należy do nich, realizuje się scenariusz spontanicznych działań na rzecz jakości własnego habitatu, „a tam, gdzie przestrzeń kontrolowana jest przez specjalistów – pozostaje im [mieszkańcom] tylko hakowanie przestrzeni”4. Natomiast przenoszenie aktywności do internetu związane jest paradoksalnie z coraz większą dezintegracją społeczną na skutek naszej mobilności, zanikania czy przekształcania miejsc, w których przebywamy i z którymi możemy się utożsamiać, a równocześnie zauważalny jest coraz większy nacisk na konsultacje społeczne, które ich dotyczą.

Są jednak miejsca, gdzie te problemy poprzez odpowiednią politykę miejską próbuje się rozwiązywać, a przykładem może być tu Kopenhaga. To właśnie tam na początku drugiej dekady XX wieku został zrealizowany projekt Superkilen, który był swego rodzaju eksperymentem i testem na rozwiązywanie bardzo skomplikowanych problemów społecznych. Trudno ten złożony projekt i jego skutki tutaj analizować. „Dziś realizuje ideę, według której właściwą dynamiką miejskiego życia jest slow motion. Przyjęto założenie, że skoro przestrzeń publiczna ma wpływ na rozwój społeczeństwa obywatelskiego, to powstające napięcia pomiędzy mieszkańcami są przejawem odpowiedzialności za tę przestrzeń. Inicjuje się więc dyskusje jako element życia obywatelskiego. Nowe inwestycje miejskie mają równocześnie spowodować, aby mieszkańcy jak najdłużej w niej przebywali. Powolność to nie tylko zwolnienie tempa życia, ale także określenie prędkości, z jaką powinno się projektować miasto. Zalecane jest prototypowanie inwestycji miejskich, aby sprawdzić, czy warto je kontynuować. Dzięki oddolnym inicjatywom projektowane są podwórkowe ogrody oraz zielone oazy jako miejsca integracji i wymiany opinii. Miasto zapewnia w takich sytuacjach konsultantów, architektów i dofinansowanie. Część prywatnych inwestycji udostępniana jest pozostałym mieszkańcom. Wypracowywane są nowe modele współpracy urzędników, ekspertów i użytkowników5. To pokazuje, czy nawet potwierdza, że przestrzeń publiczna powinna być takim obszarem kultury, w którym modeluje się i dyskutuje przyszłość, powinna stać się obszarem wymiany informacji i komunikacji społecznej, poligonem nowych rozwiązań, miejscem spotkań, a nie tylko terenem politycznych i komercyjnych rozgrywek. Tak powoli się już u nas dzieje, powoli przenika ta idea zarówno do świadomości mieszkańców, jak i władz samorządowych. Jeśli za wolno, to powinniśmy z większym namysłem wybierać swoich przedstawicieli. Ale jak wspomniałem, jesteśmy uczestnikami procesu i wiele z naszych sformułowanych dziś celów będzie ulegać zmianom, a niektóre z nich zawsze będą przed nami.