Nr 11/2021 Współuczestniczenie i współprojektowanie
2 Czy woli Pan/Pani czerwony, czy niebieski?

Nr 11/2021 Współuczestniczenie i współprojektowanie

Biblioteka
  1. Wstęp

  2. O korzyściach i trudach projektowania partycypacyjnego przestrzeni publicznej

  3. Czy woli Pan/Pani czerwony, czy niebieski?

  4. Prototypowanie miasta

  5. Wywiad to nie wszystko. O partycypacyjnych metodach projektowania

  6. Techniki badawcze w projektowaniu partycypacyjnym usług

  7. Empiria w projektowaniu (komunikacji)


2 Czy woli Pan/Pani czerwony, czy niebieski?

Prace realizowane przez Towarzystwo Projektowe od 1996 roku pokazują, jak zmienia się podejście do partycypacji w projektach dotyczących przestrzeni miejskiej. Pokazują również, że choć rośnie świadomość społeczna dotycząca znaczenia przestrzeni publicznej oraz chęć współdecydowania o jej kształcie, to partycypacja nie może zastąpić badań socjologicznych ani wiedzy eksperckiej.

Kilka uwag o konsultacjach społecznych w procesie projektowania do przestrzeni publicznej

Konsultacje społeczne w procesie projektowania do przestrzeni publicznej to temat wielowątkowy i trudno go opisać, przedstawiając jedynie zasady, czy techniki prowadzenia pracy. Trudność polega też na tym, że inny za każdym razem kontekst oraz zakres projektu wymagają indywidualnego podejścia i powielanie gotowych rozwiązań nie wystarczy.

W Towarzystwie Projektowym w ciągu ostatnich 25 lat uczestniczyliśmy w wielu projektach związanych z przestrzenią publiczną, w których na różne sposoby prowadzone były (bądź nie) konsultacje społeczne. Te projekty, głównie dla Warszawy, to między innymi: Miejski System Informacji, wiaty przystankowe, meble miejskie, wyposażenie Traktu Królewskiego, System Informacji dla Dzielnicy Wisła, a także System Informacji Miejskiej dla Bielska-Białej i SIM dla Krakowa. Postaram się opisać te doświadczenia, zacznę jednak od paru uwag dotyczących samej przestrzeni publicznej i konsultacji społecznych.

W sferze idei przestrzeń publiczna jest przestrzenią wspólną, obszarem aktywności, wolności i odpowiedzialności obywatelskiej. W sensie bardziej elementarnym wyznacza ją i tworzy przede wszystkim architektura, ale stanowią o niej także – o czym mówi się rzadziej – język, nazwy, symbole, jej „umeblowanie”, granice, historia, a także interesy i wydarzenia, które się w niej toczą.

Dzięki ogromnej różnorodności przestrzeni publicznych o specyficznych cechach przestrzennych, krajobrazowych i historycznych, miasta mają potencjał umożliwiający rozwój i budowę własnej tożsamości. To ona właśnie sprawia, że ludzie mogą się identyfikować ze swoim miastem, ze swoim otoczeniem, ze swoją przestrzenią.

Partycypacja społeczna, także w obszarze przestrzeni publicznej, związana jest z rozwojem ustroju demokratycznego i społeczeństwem obywatelskim. W Polsce zapisy regulacyjne dotyczące konsultacji społecznych znajdują się między innymi w ustawach o samorządach, o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym, w Strategii Rozwoju Kapitału Społecznego i w Krajowej Polityce Miejskiej. Generalnie zgodnie z nimi wszystkimi partycypacja społeczna powinna zwiększyć udział mieszkańców w podejmowaniu decyzji dotyczących rozwoju miasta.

Wśród różnych form i instrumentów partycypacji mamy do czynienia z dwoma rodzajami działań. Z jednej strony są to budżety obywatelskie, a z drugiej wiele metod i narzędzi do prowadzenia konsultacji społecznych (portale internetowe, spotkania, panele obywatelskie, dni otwarte, badania ankietowe, warsztaty itd.).

Łukasz Rosiak, powołując się na Sherry’ego Arnsteina, w swoim tekście Architektura a czynny udział społeczeństwa w decydowaniu o jakości przestrzeni życia1, mówi o kilku poziomach dialogu społecznego. Pierwszy to brak informacji. Drugim jest informowanie – odbiorca wtedy może wyrazić swoją opinię, popierać, bądź wyrazić niechęć, ale jego odpowiedź najprawdopodobniej pozostanie bez reakcji. Trzeci to konsultacje w postaci ankiet, sondaży telefonicznych, wywiadów, metod rysunkowych pozwalających społeczeństwu wyrazić swoje zdanie, dzięki którym profesjonaliści mogą zasięgnąć opinii, lecz nie muszą brać ich pod uwagę. Czwartym poziomem jest partycypacja, której najwyższym stopniem jest współdecydowanie. Łukasz Rosiak pisze dalej, że partnerskie traktowanie postulatów użytkowników przyczynia się do rozładowywania konfliktów i napięć, dlatego też opanowanie technik komunikowania się i ich stosowanie (głównie w sprawach przestrzennych) jest tak istotne, aby nie budować podziałów i barier.

Z kolei dr Katarzyna Asanowicz w swoim artykule Czy ludzie mogą zmienić miasto? – reaktywacja małych społeczności lokalnych pisze: „Partycypacja społeczna stała się ostatnio modnym terminem i z jednej strony może oznaczać autentyczną, oddolną mobilizację, przejawiającą się w działalności organizacji pozarządowych, ruchów miejskich, społeczności lokalnych, czy nieformalnych grup obywateli. Z drugiej może służyć do nazywania odgórnych inicjatyw, zmierzających do postulowanego angażowania mieszkańców w procesy decyzyjne. Inicjatywy takie służą jedynie do budowania kapitału politycznego”2.

Sytuacja jest o tyle bardziej skomplikowana, że dotyczy spraw niejednoznacznych, często wymagających wiedzy rozległej, a nierzadko specjalistycznej. W związku z tym, jeśli konsultacje nie są rzetelnie przygotowane i przeprowadzone, to są fikcją i spełniają jedynie wymogi proceduralne. Zdarzyć się też może, że to mieszkańcy przejmują inicjatywę i konsultowani są eksperci. Myślę jednak, że taki idealny model nie będzie stosowany na szerszą skalę, a takie przypadki zdarzają się incydentalnie w skali lokalnej (Kopenhaga, Nowy Jork).

Jan Gehl, wybitna postać światowej urbanistyki, proponuje jeszcze inne podejście, zamiast konsultacji: obserwacje – jak wygląda cykl dnia, co dzieje się latem, a co zimą, co w dzień pracy, a co w weekend, jak zmienia się puls miasta3. Takie pogłębione obserwacje stanowią podstawę dalszych działań projektowych. Wielu projektantów i inwestorów przedkłada badania nad konsultacje, gdyż odczuwają obawę, że uzyskają rozwiązania „statystycznie uśrednione”, a często też nie chcą poddać się mechanizmom demokracji bezpośredniej i presji, jaką można dzięki niej wywierać.

Bywa i tak, że konsultacje społeczne służą do zarządzania emocjami społecznymi i kanalizowania ich, szczególnie w przypadku konsultacji online, które w niewielkim stopniu mają wpływ na decyzje dotyczące naszego otoczenia.

Słusznie zauważyła dr Ada Kwiatkowska, że tam, gdzie ludzie uzyskują świadomość, że przestrzeń należy do nich, realizuje się scenariusz spontanicznych działań na rzecz jakości własnego habitatu, „a tam, gdzie przestrzeń kontrolowana jest przez specjalistów – pozostaje im tylko hakowanie przestrzeni”4.

Paradoksalnie przenoszenie swojej aktywności do internetu związane jest z coraz większą dezintegracją społeczną na skutek zanikania czy przekształcania miejsc, w których przebywamy i z którymi się możemy utożsamiać, z coraz większą mobilnością, umasowieniem, globalizacją i homogenizacją przestrzeni publicznych, a równocześnie zauważalny jest coraz większy nacisk na konsultacje społeczne, które ich dotyczą. Można tu wymienić za prof. Grażyną Schneider-Skalską trzy rodzaje integracji, co też jest znakiem naszych czasów: akcyjną, trwałą i wirtualną, „która staje się coraz powszechniejsza i występuje zarówno w incydentalnej, jak i trwałej formie”5. Ale jest też tak, że te trwałe więzi wciąż w wielu lokalnych społecznościach funkcjonują i to tam można liczyć na odzew przy konsultacjach społecznych. Aby te konsultacje przynosiły pozytywne efekty, należy przy okazji na przykład projektów pilotażowych czy warsztatów rozwijać kompetencje mieszkańców – te związane z rozpoznaniem problemu, jak i te społeczne, ułatwiające zaangażowanie się w kolejne projekty. Jednak współczesny nomadyzm i częsta zmiana miejsca zamieszkania nie sprzyjają takiemu zaangażowaniu. Ten brak zaangażowania widoczny jest dziś przy konsultacjach bezpośrednich, które nie cieszą się popularnością, bo wymagają wysiłku (trzeba gdzieś pójść) i zabierają czas, ale brak jest też wiary w ich sprawczość (brak zaufania do władzy). Natomiast konsultacje w postaci ankiet online wyprane już są z emocji, gdyż uczestnicy życia w sieci, przywykli do ciągłego klikania w różnych sprawach i pozbawieni wyjaśnień, nie zastanawiają się głębiej nad istotą pytań i rzeczywistym problemem.

Musimy więc mieć świadomość, że wypracowane metody konsultacji często zawodzą wobec procesów społecznych zachodzących w mieście – następują szybkie zmiany i w inny już sposób korzystamy z miasta. Jak nazywa to Manuel Castells – miasto jest przestrzenią przepływów, nierównych szans i mobilności6. David Harvey w Buncie miast jest bardziej radykalny. Uważa, że miasta to obszar walki klasowej i równocześnie prawo do miasta jest jednym z najcenniejszych, a niedostrzeganych praw człowieka7.

Mój przyjaciel architekt Fernando Menis opowiadał mi o bardzo szczególnym doświadczeniu, jakie go spotkało w Bürchen – małej górskiej miejscowość w Szwajcarii, której społeczność w związku ze spadkiem dochodów gminy postanowiła wybudować hotel. Zamówiono u Fernanda projekt. Po jego bardzo dobrym przyjęciu, a przed podjęciem ostatecznej decyzji o budowie rozpoczęła się dyskusja mieszkańców, którzy doszli do wnioski, że nowa inwestycja spowoduje napływ dość licznej grupy pracowników hotelu, co wpłynie na zmianę charakteru tej miejscowości i panujących tam stosunków. W wyniku prowadzonego przez burmistrza dialogu (nie było głosowania) jednomyślnie zdecydowano, pomimo utraty spodziewanych dochodów, że hotelu nie będzie. To dość wyjątkowy przykład partycypacji współdecydującej.

Wydaje się, że jest to model, który na razie może sprawdzić się w kraju o długiej tradycji przeprowadzania konsultacji społecznych i instytucji referendum, a jednocześnie w niewielkiej i mocno zżytej ze sobą społeczności. Takie sytuacje są rzadkie. W większości przypadków mamy do czynienia z inwestycjami w dużych lub wielkich miastach, gdzie interesy różnych grup są na ogół rozbieżne, a umiejętność prowadzenia dyskusji i wypracowywania kompromisu pozostają minimalne. Jednak w sytuacji poczucia współodpowiedzialności mieszkańców za przestrzeń publiczną i pewnego zaufania społecznego do władzy można przyjąć odpowiednią strategię (politykę miejską), która próbuje godzić różne interesy i rozładowywać powstające napięcia. Tak stało się w przypadku Kopenhagi.

Kopenhaga na początku drugiej dekady XX wieku zrealizowała projekt Superkilen, który był swego rodzaju eksperymentem i testem na rozwiązywanie trudnych problemów społecznych. Dziś realizuje ideę, według której właściwą dynamiką miejskiego życia jest slow motion. Przyjęto założenie, że skoro przestrzeń publiczna ma wpływ na rozwój społeczeństwa obywatelskiego, to powstające napięcia pomiędzy mieszkańcami są przejawem odpowiedzialności za tę przestrzeń. Inicjuje się więc dyskusje jako element życia obywatelskiego. Nowe inwestycje miejskie mają równocześnie spowodować, aby mieszkańcy jak najdłużej w niej przebywali. Powolność to nie tylko zwolnienie tempa życia, ale także określenie prędkości, z jaką powinno się projektować miasto. Zalecane jest prototypowanie inwestycji miejskich, aby sprawdzić, czy warto je kontynuować. Dzięki oddolnym inicjatywom projektowane są podwórkowe ogrody oraz zielone oazy jako miejsca integracji i wymiany opinii. Miasto zapewnia w takich sytuacjach konsultantów, architektów i dofinansowanie. Część prywatnych inwestycji udostępniana jest pozostałym mieszkańcom. Wypracowywane są nowe modele współpracy urzędników, ekspertów i użytkowników8.

Jakie są nasze doświadczenia (Towarzystwa Projektowego) dotyczące projektowania do przestrzeni publicznej i co zmieniło się na przestrzeni ostatnich 25 lat w tym zakresie?

MSI dla Warszawy, 1996–1998

Zacznę od organizacji przedsięwzięcia, ponieważ wydaje mi się to sprawą kluczową – wybrano zespół, a nie projekt. Dziś ze względu na obowiązujące prawo, ale przede wszystkim biurokratyczne spętanie, wydaje się to niemożliwe. To nasz zespół musiał przygotować cały program, metody pracy i konsultacji, sformułować założenia do projektu, stworzyć wstępną koncepcję, by można było rozpocząć dyskusję. Bazowaliśmy na własnym, niewielkim wówczas doświadczeniu, pobieżnych analizach, intuicji i własnym, dość mglistym jeszcze wyobrażeniu całego przedsięwzięcia.

Przyjęliśmy, że wprowadzenie kompleksowego systemu informacyjnego w mieście powinno obejmować następujące etapy: analizy służące sformułowaniu założeń do koncepcji wstępnej, koncepcja określająca ogólne zasady systemu oraz graficzną i wzorniczą jego postać, publiczna prezentacja koncepcji rozpoczynająca dyskusje w przedstawicielstwach samorządowych i w prasie, korekta koncepcji wstępnej na podstawie wniosków z dyskusji, projekt realizacyjny, seria pilotażowa i wdrożenie.

Najtrudniejsze i najbardziej wrażliwe społecznie było poszukiwanie siatek odniesień dla systemu informacyjnego, potwierdzenie istniejących lub odkrycie nowych. Służyć temu miały: analiza przestrzenna miasta, analiza historyczna kładąca nacisk na oddziaływanie nazw, analiza socjologiczna postrzegania przestrzeni miejskiej przez mieszkańców – ponieważ uznaliśmy, że mapa funkcjonująca w świadomości mieszkańców, mapa mentalna, będzie najbardziej prawdziwa. Te trzy analizy pozwoliły określić siatki odniesień dla informacji będącej fundamentem, na którym opierał się system.

Sporządzono także listę zabytków, które zostały na różne sposoby uwzględnione w systemie na podstawie ankiety rozesłanej do 11 wybranych instytucji: Instytutu Sztuki Polskiej Akademii Nauk, Muzeum Historycznego Miasta Warszawy, Ośrodka Dokumentacji Zabytków, Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej, Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego, Państwowej Służby Ochrony Zabytków, Stowarzyszenia Architektów Polskich, Stowarzyszenia Historyków Sztuki, Towarzystwa Opieki nad Zabytkami, Towarzystwa Przyjaciół Warszawy, Towarzystwa Urbanistów Polskich. Tego typu ankiet i analiz było znacznie więcej.

Ani w Warszawie, ani w żadnym z polskich miast (a także zagranicznych z wyjątkiem Bostonu w bardzo ograniczonym zakresie) nikt do tamtej pory nie podejmował prób stworzenia całościowych rozwiązań w zakresie informacji miejskiej. MSI było w owym czasie przedsięwzięciem pionierskim. Budowanie takiego systemu informacji dla miasta jest zadaniem projektowym o dużym oddziaływaniu społecznym. Nie dałoby się go wykonać bez konsultacji społecznych, ale wtedy nie był to modny termin, a one same opierały się przede wszystkim na badaniach socjologicznych, wiedzy eksperckiej i reakcjach, jakie otrzymywaliśmy po prezentacjach projektu i, co rzadkie, w trakcie jego powstawania. Polityka informowania mediów i samorządu miasta była od samego początku traktowana bardzo poważnie. Zdawaliśmy sobie sprawę, że w dużej mierze od tego zależy powodzenie projektu. Został on wielokrotnie przedstawiony na specjalnych posiedzeniach Rady Gminy Warszawa-Centrum oraz na konferencjach prasowych w dwóch kluczowych momentach rodzenia się koncepcji. Prezentacje oraz prelekcje – prowadzone zarówno przez autorów, jak i urzędników – miały na celu zapoznanie opinii publicznej z rozwiązaniami projektowymi, ale także z założeniami finansowymi i logistycznymi. Ważnym elementem promocji systemu był montaż serii pilotażowej oznakowań w centrum Warszawy. Ujawniły się wtedy elementy projektu, które wymagały korekt.

Taki był model postępowania przyjęty dla MSI. Równolegle powołana została przez prezydenta Warszawy Rada Doradczo-Konsultacyjna, złożona ze specjalistów z zakresu urbanistyki, architektury, wzornictwa przemysłowego, grafiki i zarządzania miastem. Towarzystwo Projektowe, wybrane na organizatora i wykonawcę projektu, prezentowało Radzie efekty poszczególnych etapów opracowania. Ciężar koordynacji wszelkich prac projektowych spoczywał jednak na Towarzystwie Projektowym.

Warto wspomnieć, że projekt MSI zarówno w fazie przygotowania, jak i wdrożenia miał „dobrą prasę”. Było to pierwsze po długim czasie przedsięwzięcie miejskie, które przedstawione zostało przez prasę jako sukces, a mieszkańcy zaczęli się z nim identyfikować, o czym świadczy ilość „cytatów” i zapożyczeń.

Od początku zależało nam na konsultacjach z mieszkańcami, ale nie mieliśmy wypracowanych żadnych kanałów komunikacji. Nie chcieliśmy też pytać mieszkańców: „Czy woli Pan/Pani czerwony czy niebieski?”. Stąd też wspomniane już liczne i specjalnie przygotowane wyjaśniające publikacje i prezentacje oraz seria pilotażowa, które bardziej pozwalały wyczuć nastroje, niż uzyskać konkretne uwagi. Tak więc głównymi naszymi konsultantami byli wspomniani eksperci.

SIM w Bielsku-Białej (2007–2009)

Podobnie przebiegał, choć nie na taką skalę, proces projektowy przy SIM w Bielsku-Białej. Wykorzystaliśmy tam nasze doświadczenie warszawskie oraz wiedzę lokalnych ekspertów i stowarzyszeń związanych z miastem. Uwzględniając specyfikę miejsca, skalę, uwarunkowania historyczne i charakter miasta stworzyliśmy na podstawie wcześniej wypracowanej metody system, który powstał specjalnie dla Bielska-Białej i zasadniczo różnił się od warszawskiego. Sytuacja wyjściowa była jednak podobna – wybrano najpierw zespół, a nie projekt. Chyba dzięki temu w Bielsku udało zrobić się coś więcej. Przygotowaliśmy scenariusz działań związanych z podziałami przestrzeni, funkcjonowaniem nazewnictwa, porządkiem wizualnym i określeniem standardu wyposażenia. Zostały przeprowadzone przez nas analizy i sformułowaliśmy dziewięć postulatów, które daleko wykraczają poza zwykłe działania projektowe: wyodrębnienie śródmieścia (centrum), wyodrębnienie pierścienia dzielnic ościennych, wyodrębnienie strefy rekreacyjnej i strefy rowerowej, wytyczenie strefy dostępnej dla niepełnosprawnych, wprowadzenie jednolitego sytemu informacji, wprowadzenie jednolitych standardów wyposażenia przestrzeni publicznej, regulacja reklam i szyldów, promocja Bielska-Białej w przestrzeni publicznej oraz harmonogram działań. Wychodziliśmy bowiem z założenia, że przed przystąpieniem do szczegółowych działań projektowych warto spojrzeć na miasto jako na całość i wyznaczyć priorytety. Z uwagi na skalę Bielsko-Biała stanowiła doskonałe miejsce do tego typu działań.

Projekty do przestrzeni publicznej Warszawy (1999–2019)

Projekty te objęły: wiaty przystankowe, ławki warszawskie, kosze, donice, bariery, System Informacji dla Dzielnicy Wisła oraz elementy wyposażenia przestrzeni dla tej części miasta, elektroniczny system informacji o parkingach podziemnych, interaktywny obiekt informacyjno-reklamowy, projekty mebli miejskich na Trakt Królewski, w tym wiaty przystankowe, ławki, ławkę chopinowską, kosze, donice, parkingi dla rowerów, kioski, słupy ogłoszeniowe oraz projekty do Pałacu Kultury i Nauki oraz projekt remontu i modernizacji Dworca Centralnego. W przypadku tych wszystkich projektów problem był inny. Kiedy idziemy do sklepu, mamy przeważnie jakiś wybór, w przypadku przestrzeni publicznej ten wybór jest mocno ograniczony, dostajemy to, co projektanci i miasto zaoferują. Wydaje się, że konkursy i dyskusja publiczna, jeśli wsłuchamy się uważnie w głos mieszkańców, choć jest to relacja jednostronna, są jakimś wyjściem. Wiata i ławka warszawska były wybrane w konkursach, była zatem publiczna prezentacja, dyskusja i w wypadku ławki dość ograniczone konsultacje. Reszta projektów nie była konsultowana, mieszkańcy byli o nich jedynie informowani i nie były to nigdy, jak w przypadku MSI w Warszawie, czy SIM w Krakowie, specjalnie przygotowane przekazy. Trudno mi sobie jednak wyobrazić konsultacje społeczne, które nie są na niby i dotyczą na przykład mebli na Trakcie Królewskim albo remontu Dworca Centralnego z całą jego skomplikowaną strukturą funkcjonalną, techniczną, uwarunkowaniami finansowymi i czasowymi. W takich przypadkach, w moim przekonaniu, powinna być przekazywana mieszkańcom rzetelna i wyczerpująca informacja, powinno powstać dobrze dobrane, odpowiedzialne grono ekspertów i projektantów. Można w tym miejscu przywołać strategię slow motion i zastanowić się, czy jest w naszych warunkach możliwa. To, o czym mówię, nie dotyczy działań artystycznych i nieprzewidywalnych, dzięki którym przestrzeń publiczna nabiera dodatkowych wartości i dzięki którym buduje się tożsamość miasta. W takich sytuacjach nie ma miejsca na konsultacje, bo te działania mają prowokować do dyskusji, a nie być jej efektem. Niestety, dla niektórych to trudne do pojęcia.

SIM dla Krakowa (2017–2021)

Krakowski projekt zasadniczo różni się od warszawskiego. Projekt został wyłoniony w drodze konkursu, który był wyznaczony przez program i procedury. Koncepcja została stworzona na podstawie warunków i wytycznych konkursu. Przygotowanie tych warunków nastąpiło na podstawie doświadczenia innych miast zdobytego w ciągu ostatnich dwóch dekad. Utrwalił się bowiem pewien schemat, jak ma wyglądać system informacji dla miasta. Ten projekt został w związku z tym z góry zaprogramowany. Konkurs był bardzo starannie przygotowany, ale wszystko było właściwie jasne, „trzeba było dostarczyć formę”. Wszelkie próby innego spojrzenia na problem informacji w mieście, w sposób niestandardowy, groziły niespełnieniem warunków i wypadnięciem z gry. W całym procesie nie było miejsca ani czasu na pogłębione analizy, dyskusje, nową perspektywę ani skoordynowane działania integrujące wiele obszarów. Opracowana koncepcja według funkcjonujących zasad i procedur została zaprezentowana publicznie, przedyskutowana i uzgodniona z gronem urzędników oraz ekspertów. Przeprowadzono także konsultacje społeczne, ale można już było rozmawiać tylko o detalach i kolorach, usłyszeć głosy dezaprobaty lub poparcia. Powołano świetny zespół, który ten projekt pilotuje, przeprowadzono testy i skierowano projekt do realizacji. Po drodze dużo procedur, a trochę za mało czasu na prace koncepcyjne i refleksję, szczególnie w początkowym, kluczowym momencie. Pierwsze elementy systemu prawdopodobnie pojawią się na ulicach Krakowa w 2022 roku.

25 lat w tak szczególnym i przełomowym okresie to sporo czasu, oczywiście nie w kategoriach dziejów miast, ale osobistego doświadczenia. To doświadczenie projektowania do przestrzeni publicznej dało nam możliwość uczestnictwa w procesie demokratyzacji systemu i stosowania (niestety, czasem wykorzystywania) konsultacji społecznych jako jego uwiarygodnienia. Ten proces trwa.

W drugiej połowie lat 90. konsultacje przy tego typu projektach nie były wymagane i rzadko je stosowano. Dziś jest to niemalże obowiązek. Wtedy trzeba było tworzyć narzędzia adekwatne do sytuacji, dziś są gotowe schematy postępowania, i to dość sformalizowane, ale za to – mam wrażenie – rośnie świadomość społeczna dotycząca znaczenia przestrzeni publicznej i chęć współdecydowania o jej kształcie.

Aby współdecydować, potrzebny jest dialog społeczny, aby go prowadzić potrzebna jest duża świadomość, ale nie tylko mieszkańców, przede wszystkim władzy, jej odpowiedzialność i wyobraźnia wychodząca poza utarte schematy. Jeśli tego zabraknie, pozostaniemy na poziomie tytułowych preferencji kolorystycznych. I jest jeszcze jeden, trudniejszy do spełnienia warunek, aby na kolorach się nie skończyło – umiejętność spojrzenia na przestrzeń publiczną w kategoriach dobra wspólnego i naszej za nią współodpowiedzialności. Jeśli chcemy współdecydować, to musimy również współodpowiadać.