Nr 2/2019 Wokół Bauhausu
1 Wirus Bauhausu

Nr 2/2019 Wokół Bauhausu

Biblioteka
  1. Wstęp

  2. Wirus Bauhausu

  3. Bauhaus. Przemilczane kryzysy

  4. Obok – polscy projektanci i Bauhaus

  5. Nowy początek. Kobiety Bauhausu

  6. Modernizm we Wrocławiu

  7. Nowoczesne meble z niklowanych rur stalowych i ich bielski projektant Bruno Weil

  8. Od modernizmu do medialabów. Krytyczne projektowanie w czasach nadmiaru danych


1 Wirus Bauhausu

Wszyscy jesteśmy nim zarażeni. Pytanie, czy wirus Bauhausu rozprzestrzenił się ze względu na wyjątkowość wizji nauczania stworzonej przez Waltera Gropiusa, czy za sprawą jego uczniów, którzy po krótkim istnieniu szkoły wirus poddali modyfikacjom i rozwieźli po całym świecie. A może działają na nas tylko mit i legenda?

„Suma niewiarygodnych przemian, które dokonały się w trakcie ostatniego półwiecza rozwoju przemysłowego, przeobraziła życie ludzkie w stopniu większym niż wszystkie stulecia od czasów Chrystusa razem wzięte”1.

Choć powyższe słowa Walter Gropius napisał w 1952 roku, a więc mając już świadomość skutków totalitaryzmów i doświadczenie dwóch wojen światowych, trudno nie odnieść ich do czasów, w których zaczynał swoją działalność, najpierw jako architekt, później także teoretyk, organizator, nauczyciel i autorytet, prowadzący kolejne pokolenia projektantów przez zawiłości zmieniającego się świata. Bo to przemiany z pierwszych lat XX wieku były kluczowe dla kształtowania się jego światopoglądu.

XIX-wieczna rewolucja przemysłowa wywróciła do góry nogami światową gospodarkę i politykę, a wynalazki techniczne radykalnie wpłynęły na każdą właściwie dziedzinę życia. Przyniosły też rewolucję społeczną, nade wszystko rozwój klasy robotniczej, coraz liczniej zaludniającej rozrastające się miasta. W krótkim czasie świat – szczególnie ten, który nazywamy Zachodem – zmienił swoje oblicze, bo industrializacja i urbanizacja odmieniły nie tylko metody produkcji, ale i sposób życia, który ma przecież kluczowe znaczenie dla projektantów – czy to architektury, czy przedmiotów. Otworzyły się przed nimi ogromne możliwości, ale i wielkie wyzwania, bo dość szybko stało się jasne, że zarówno dotychczasowe metody pracy, jak i stosowane formy tracą swój sens.

Sposobów szukania nowych dróg było kilka. Najpierw, jeszcze w latach 80. XIX wieku, w Wielkiej Brytanii pojawił się ruch Arts and Crafts, próbujący łączyć sztuki z rzemiosłem w czasach, gdy produkcja maszynowa zaczęła wypierać rękodzieło artystyczne. Hasła współpracy artystów z rzemieślnikami, a nawet z przemysłem, pojawiać się zaczęły w wypowiedziach wielu twórców, czasu wymagało jednak zrozumienie, że owa współpraca musi się wiązać nie tylko z nowym sposobem produkcji, ale i zmianą form. Profesor Wydziału Architektury Akademii Sztuk Pięknych w Wiedniu, Otto Wagner, w 1895 roku pisał: „Każdy nowy styl powstaje stopniowo z wcześniejszego przez przystosowanie się do nowych konstrukcji, materiałów i nowych potrzeb społecznych”2. I choć łatwo się z tymi słowami zgodzić, na przełomie XIX i XX wieku nowe konstrukcje, materiały, a przede wszystkim potrzeby społeczne pojawiały się tak szybko, że na ewolucyjne przemiany nie było po prostu czasu.

W porównaniu do poprzedników radykalny był założony w 1907 roku Deutscher Werkbund, stowarzyszenie architektów, inżynierów, rzemieślników i artystów, którzy wspólnymi siłami kreowali nowe – proste, racjonalne, pozbawione dekoracji kształty w architekturze i wzornictwie. Wystawy Werkbundu, najpierw skoncentrowane wokół przedmiotów codziennego użytku, później – architektury (w tym słynne osiedle Weissenhof w Stuttgarcie z 1927 roku i dwa lata późniejsze WuWA we Wrocławiu), w znaczący sposób przyczyniły się do rozwoju i rozprzestrzeniania się nowatorskich koncepcji projektowych, w których funkcja została postawiona ponad formą, a klarowna struktura była ważniejsza niż dekoracja.

Wszystkie te architektoniczno-społeczne wizje zyskały na znaczeniu w obliczu I wojny światowej, zniszczeń, jakie przyniosła, ale i gwałtownego rozwoju, jaki zainicjowała. Podwaliny pod nowe myślenie o architekturze i projektowaniu były już położone, międzynarodowe relacje pomiędzy wyznawcami nowych myśli nawiązane, kolejnym krokiem musiało się stać ujęcie ich w ramy instytucji. Najbardziej naturalną była szkoła. Powstała w Weimerze z inicjatywy architekta bez skończonych studiów – Waltera Gropiusa. Uczeń twórcy Werkbundu, Petera Behrensa, członek tego stowarzyszenia, współautor rewolucyjnej pod względem konstrukcji i formy fabryki Fagus w Alfeld w Dolnej Saksonii, miał więcej kontaktów niż architektonicznych realizacji (w pracowni Behrensa poznał na przykład Le Corbusiera i Ludwiga Miesa van der Rohe), a na koncie projekty mebli, tapet, masowo produkowanych przedmiotów codziennego użytku, a nawet samochodów i lokomotyw. Gropius ze swoim szerokim spojrzeniem na projektowanie, charyzmą, umiejętnością integrowania bardzo różnych osobowości wokół jednego przedsięwzięcia był z pewnością właściwą postacią do stworzenia uczelni, której innowacyjne metody nauczania odpowiadały nowej rzeczywistości.

„Powstała zaledwie garstka szkół, które założono z myślą o kształtowaniu nowego typu pracownika, łączącego w sobie cechy artysty, technika i biznesmena. Jedną z takich prób, mających zapewnić uczniom bliższy kontakt z produkcją i przysposobić ich do rękodzieła, pracy maszynowej oraz projektowania, był Bauhaus”3.

O tym, jaki pomysł na uczenie miał Gropius, jak potoczyły się losy szkoły, kto był z nią związany, napisano już wiele. Interdyscyplinarność, nacisk na praktykę (łącznie z podstawami, takimi jak poznawanie cech materiałów oraz działania maszyn) i projektowanie racjonalne, praktyczne, logiczne – to tylko niektóre z koncepcji Gropiusa, które sprawdziły się w Bauhausie i nawet jeśli nie kopiowane, na pewno wpłynęły na sposób uczenia także na współczesnych uczelniach. Nie ma wątpliwości: Bauhaus stanowi do dziś fundament metodologii kształcenia dizajnerów. Ze współczesnej perspektywy może to się wydawać dziwne, ale w swojej szkole Gropius jako pierwszy zastosował prawdziwą równość: naukę podjąć tu mógł każdy, bez względu na pochodzenie, stan majątkowy, wyznanie czy… płeć: w pierwszym roku działania Bauhausu uczyło się tu nawet więcej dziewcząt niż chłopców (mówiono nawet „Frauhaus”). I choć w kolejnych latach patriarchalny model jednak zwyciężył, na tle innych placówek edukacyjnych szkoła pozostawała otwarta. Uczniowie po odbyciu podstawowego kursu, podczas którego zaznajamiali się z elementarnymi technikami, materiałami, procesami produkcji, ale i historią sztuki, mogli trafić pod skrzydła „mistrzów”, wyrazistych postaci prowadzących coś na kształt znanych ze współczesnych polskich uczelni pracowni autorskich.

Gropius wiele uwagi poświęcił współpracy z przemysłem: w epoce industrializacji chciał – jak sam pisał – „przejąć kontrolę nad maszynami”, nie walczyć z nimi, ale i nie dać im się podporządkować. Choć wtedy wydawało się to rewolucyjne, Bauhaus uczył projektowania z myślą o produkcji masowej, przemysłowej. Nie dlatego, że ludzie zostali skazani na maszyny, ale dlatego, że w ten sposób dobre projekty mogły stać się bardziej dostępne, popularne. „Projektowanie nie jest kwestią czysto intelektualną czy materialną, ale raczej stanowi nieodłączną część prozy życia”4 – mawiał twórca Bauhausu. W odróżnieniu od poprzedników Gropiusa, dziś te słowa za swoje motto mogłoby uznać wielu projektantów. W Bauhausie szkolono także w dziedzinie ekonomii: „Autor danego modelu powinien potrafić trafnie ocenić proces gospodarczy łączący się z późniejszym wytwarzaniem wyrobu na skalę masową”5. Wszystkie te zasady są dziś codziennością nauczania dizajnu i życia projektantów, a szczególnie w polskich realiach, wdrożenie projektu do masowej produkcji jest miarą sukcesu. Ideę przemysłowo produkowanych, ale zarazem doskonale zaprojektowanych i traktowanych jako realizacje autorskie (podpisywane nazwiskami dizajnerów) przedmiotów najpełniej – i z sukcesem – w życie wprowadzili Skandynawowie. To z pewnością dobry skutek zarażenia „wirusem Bauhausu”, bo właśnie niemieckiej szkole zawdzięczamy wyprowadzenie dizajnu z kręgu elit, zmianę przekonania, że dobrze zaprojektowane przedmioty muszą być ekskluzywne. Co więcej, to Bauhaus pokazał, że wzornictwo nie jest produkowaniem eleganckich ozdób do używania „od wielkiego dzwonu”. W szkole Gropiusa po raz pierwszy zaczęto obmyślać przedmioty codziennego użytku, ułatwiające życie, praktyczne, logiczne, ale zarazem pozostające dziełami sztuki projektowej.

„Architekt powinien projektować budowle nie z myślą o stawianiu pomników, lecz traktując je jako naczynia na strumień życia, który mają pomieścić, a jego wizja musi być na tyle elastyczna, by współgrała z dynamicznymi cechami nowoczesnego życia”6.

Trudno stwierdzić, czy Walter Gropius był zafascynowany maszynami, czy raczej akceptował nieuchronność ich rozwoju, faktem jest, że upatrywał w nich szansy na rozwiązanie współczesnych problemów. Przede wszystkim mieszkaniowych, bo to one po I wojnie światowej dramatycznie doskwierały właściwie wszystkim europejskim miastom. Choć mieszkalnictwo było tylko jednym z rozlicznych tematów zajmujących ekipę Bauhausu, to chyba właśnie pomysły dotyczące tego zagadnienia odcisnęły najgłębsze piętno na kolejnych pokoleniach projektantów. Walter Gropius innowacyjne koncepcje dotyczące budownictwa rozwijał już w Werkbundzie, był także współtwórcą odbywających się od 1928 roku Międzynarodowych Kongresów Architektury Nowoczesnej (Congrès internationaux d’architecture moderne, CIAM), a także aktywnym uczestnikiem wielu międzynarodowych działań i koalicji na rzecz rozwoju dostępnej architektury mieszkaniowej. Szybko podchwytywane przez innych koncepcje Gropiusa nie dotyczyły tylko kształtów domów i ich wyglądu. Gropius twierdził, że w obliczu nowych czasów, ale i głodu mieszkaniowego, zmienić się musi sposób życia, znaczenie i funkcja mieszkania, należy zreformować funkcje domu prywatnego. Był zwolennikiem bloków, szczególnie wysokich: „Wysoki blok mieszkalny zaspokaja niemal wszystkie wymogi socjologiczne dzisiejszego społeczeństwa przemysłowego”7 – mówił, budowanie wieżowców mieszkalnych łącząc z ich prefabrykacją, ale i rozsądnym planowaniem urbanistycznym. To ze szkoły Bauhaus wywodzą się myśli o dzieleniu osiedli na zachowujące ludzką skalę i pozwalające się tworzyć społecznościom kolonie, które później uczestnicy CIAM zapisali w Karcie Ateńskiej. To Gropius jednym głosem z Le Corbusierem głosił, że człowiekowi do życia potrzebna jest przestrzeń, zieleń i słońce oraz że największym wyzwaniem współczesności jest zapewnienie masom ludzi higienicznych i niedrogich mieszkań. Niemiec był orędownikiem prefabrykacji, standaryzacji, typizacji; założyciel Bauhausu już w latach 20. rozumiał, że to jedyny sposób, żeby budować dużo, szybko i tanio.

„Nowym celem byłaby masowa produkcja standardowych mieszkań, które nie wymagałyby budowy – fabryki opuszczałyby części lub jednostki gotowe do montażu. Zaletą takiej metody jest stopniowo powiększający się stopnień, w jakim możliwe jest złożenie prefabrykowanych części domów na miejscu budowy”8.

Już wiemy, że owe myśli zostały wdrożone – zarówno dotyczące przemysłowej produkcji gotowych elementów budowlanych, budowania mieszkalnych wieżowców, jak i planowania osiedli z ich podziałem na kolonie, zielenią, infrastrukturą. Sam Gropius w latach 20. zaprojektował lub współprojektował kilka osiedli, które oferowały niewielkie, tanie i dostępne mieszkania (to między innymi Törten w Dessau, Siemensstadt pod Berlinem czy Dammerstock w Karlsruhe). W znacznie pełniejszej formie swoje radykalne poglądy wcielił w życie w latach 60., projektując osiedle Gropiusstadt w Berlinie.

Przemysłowo produkowane bloki z prefabrykatów w drugiej połowie XX wieku poprawiły jakość życia – w Polsce, w krajach Europy Wschodniej, ale i na Zachodzie, bo wszędzie trwała dynamiczna industrializacja i zmieniała się struktura społeczna – ludzie masowo przenosili się ze wsi do miast. Nawet jeśli negatywnie ocenia się jakość prefabrykowanego budownictwa mieszkaniowego w Polsce po II wojnie światowej, nie można pominąć faktu, że między innymi na podstawie przedwojennych tez rodem z Bauhausu w latach 1956–1990 zbudowano w Polsce ponad 6,5 miliona mieszkań9. Co ważne, lokale te z założenia miały być dostępne dla każdego zarabiającego (problemem nie była ich cena, a to, że zawsze było ich za mało). Już w latach 20. Walter Gropius zauważał: „Choć zwykły człowiek kupuje jedzenie, ubrania i pozostałe towary codziennego użytku w rozsądnej, dostosowanej do jego zarobków cenie, jedyne dostępne dla niego mieszkanie to przestarzały, nieprzystosowany do dzisiejszych czasów budynek tworzony z myślą o osobach zamożnych”10. Jak bardzo słowa te są aktualne dziś!

Po transformacji 1989 roku budownictwo mieszkaniowe odeszło od prefabrykacji. Co gorsza, zostało także sprywatyzowane, a więc poddane władzy rynku, stając się po prostu kolejną dziedziną biznesu, narzędziem zarabiania dla prywatnych przedsiębiorców. I tak historia zatoczyła koło. Sto lat temu Walter Gropius apelował o zmianę systemu, w którym na mieszkanie stać tylko najbogatszych i razem ze swoimi studentami z Bauhausu szukał stosownych form i konstrukcji architektonicznych, które umożliwiłyby powstanie domów dostępnych dla każdego. Dziś w Polsce znów takich metod się szuka, bo rynek mieszkaniowy stał się wyjątkowo nieprzyjazny dla „zwykłych” ludzi. Co ciekawe, szansy na zmianę upatruje się między innymi w… prefabrykacji. W 2018 roku rządowa spółka BGK Nieruchomości, we współpracy między innymi z Polskim Związkiem Pracodawców Budownictwa i Stowarzyszeniem Producentów Betonów, rozstrzygnęła konkurs na współczesną metodę prefabrykacji, która pozwoli szybciej i taniej budować komunalne mieszkania na wynajem. Po stu latach tezy rodem z Bauhausu mogą znów poprawiać jakość życia.

„Celem Bauhausu nie było upowszechnianie jakichkolwiek stylów, systemów czy dogmatów. Chodziło jedynie o ożywienie samego projektowania. Powstanie »stylu Bauhausu« byłoby równoznaczne z przyznaniem się do porażki oraz powrotem do duszącej inercji, do pogrążonego w stagnacji akademizmu, przeciwko któremu wystąpiłem”11.

Choć wiele myśli zrodzonych w Bauhausie wpłynęło na kształt współczesnego projektowania, wydaje się, że najsilniej w świadomości odbiorców tkwi coś, co właściwie nigdy nie miało prawa zaistnieć: „styl Bauhausu”. Tym hasłem chętnie określa się współczesne deweloperskie osiedla mieszkaniowe (ma się on przejawiać w kubicznych kształtach i białych elewacjach) oraz przedmioty użytkowe (proste, geometryczne formy połączone z chromowaną stalą). Sam Gropius odżegnywał się od tworzenia jakiegoś stylu, nie miał takich autorytarnych zapędów. Tworzył szkołę, w której uczyli twórcy o tak różnych i tak silnych osobowościach, że wytworzenie wspólnego stylu było po prostu niemożliwe.

Paradoksem jest, że sam Bauhaus wytworzył niewiele materialnych obiektów, a te, które powstały, są dziś, odwrotnie niż w zamierzeniach twórców, synonimem luksusu i zbytku. Mimo swoich racjonalnych i prostych w produkcji rozwiązań krzesło projektu Ludwiga Miesa van der Rohe kosztuje cztery tysiące dolarów, niewiele tańsze są produkty spod ręki Marcela Breuera. Jeszcze bardziej wyrazista jest sprawa siedziby szkoły. Zbudowany w latach 1925–1926 w Dessau kampus uczelni znajduje się w pierwszej piątce ikonicznych dokonań architektury XX wieku. Ale czy dziś ktokolwiek rozumie sens i wyjątkowość tej architektury? Rokrocznie do Dessau ciągną tłumy turystów, aby zobaczyć ten „must-see”, odhaczyć go na liście znanych budowli (razem z Sagrada Familia, Big Benem, Koloseum) i kupić w miejscowym kiosku pamiątkowe gadżety. Takie powierzchowne traktowanie dziedzictwa przeszłości jest oczywiście immanentną cechą ludzi i aż nazbyt sprawiedliwie dotyczy dorobku każdej epoki. W przypadku Bauhausu pokazuje jednak dość wyraźnie, że choć idee opracowane w tej szkole zagnieździły się w wielu miejscach naszej kultury materialnej, dorobek Gropiusa et consortes – to raczej mit, wyobrażenie, legenda.

A do ich powstania przyczyniła się z pewnością historia szkoły – jej krótki żywot i losy wykładowców. Bauhaus istniał zaledwie 14 lat. Został zlikwidowany w 1933 roku przez nazistów. W obliczu rodzącego się w Niemczech totalitaryzmu w latach 30. zarówno wykładowcy, jak studenci szkoły rozjechali się po świecie, jednak jej duch i idee w niej wyznawane towarzyszyły im nadal, a oni na najróżniejsze sposoby wciąż wdrażali je w życie. Grono uczniów Bauhausu (i ich naśladowców) zbudowało w Tel Awiwie nową modernistyczną dzielnicę: rozwijający się ośrodek był otwarty na nowe prądy w architekturze, chętnie też dawano szansę pracy twórcom żydowskiego pochodzenia. I tak powstało „białe miasto”, licząca cztery tysiące budynków dzielnica stanowiąca niezwykle spójny zespół modernistycznej zabudowy, w której jednak zwornikiem są raczej same formy, a nie ideowe treści, które pierwotnie miały się z nimi wiązać. W tym samym czasie następca Gropiusa na stanowisku dyrektora Bauhausu Hannes Meyer wyjechał do Związku Radzieckiego budować komunizm, którego był wyznawcą, zaś trzeci i ostatni szef szkoły z Dessau i Weimaru, Ludwig Mies van der Rohe osiadł w Stanach Zjednoczonych, gdzie został wykładowcą uniwersyteckim i autorem wielu korporacyjnych szklanych biurowców. Sam Gropius po wojnie próbował (nieskutecznie) w USA, gdzie zamieszkał, reaktywować ducha Bauhausu w nowej uczelni. Jego student Max Bill w 1953 roku w Ulm otworzył szkołę dizajnu, która miała kontynuować metody mistrza. Duch Bauhausu na wiele sposobów przejawiał się w działaniach jego uczniów, zacierając pierwotne idee, ale podtrzymując przy życiu mit, który rozprzestrzenił się na cały świat. To za jego sprawą bezrefleksyjnie z Bauhausem łączymy modernistyczne osiedla socjalne, efektowne lampy z lśniącej stali, luksusowe białe wille w Tel Awiwie, wieżowce w Chicago, tkaniny i tapety w geometryczne wzory oraz minimalistyczne kanapy.

„Człowiek wytworzył rodzaj wzajemnej relacji z przyrodą, ale wraz z gwałtownie rosnącymi możliwościami kształtowania powierzchni ziemi związek ten może się okazać nie błogosławieństwem, lecz przekleństwem. Jak możemy pozwalać na to, by połacie pięknych, otwartych terenów były jedna po drugiej rozjeżdżane buldożerami, niwelowane i oczyszczane z myślą o usprawnieniu przebiegu budowy? A wszystko po to, by deweloper zapełnił je potem setkami mdłych domków, które nigdy nie utworzą społeczności, poprzetykanych rzędami słupów telefonicznych w miejscach bezmyślnie wyciętych drew”12.

Podobnie jak założyciele i uczniowie Bauhausu, i my żyjemy w czasie szaleńczych zmian cywilizacyjnych. Jeszcze nie poradziliśmy sobie do końca z oswojeniem skutków rewolucji cyfrowej i tego, jak zmienił nasze postrzeganie świata internet, a już powinniśmy radykalnie zmienić nasze życie, aby ratować zagrożoną katastrofą klimatyczną planetę. I znów okazuje się, że Walter Gropius widział te zagrożenia na długo wcześniej. Może więc zamiast ekscytować się luksusowymi willami w „stylu Bauhausu” i krzesłami z chromowanych rur, warto wrócić do intelektualnych, społecznych, filozoficznych refleksji i spostrzeżeń, na których bazie Bauhaus został stworzony, bo one są dziś szczególnie aktualne. Wyciągnijmy korzyści z zarażenia się wirusem Bauhausu.