Epidemia COVID-19, oprócz wielu innych skutków, zintensyfikowała globalną debatę nad kondycją naszego gatunku. Jednym z wątków, które się w niej przewijają, jest pytanie o to, jak wyglądać będzie życie ludzkości po doświadczeniu zarazy. Wydaje się, że do tego szalenie ważnego dyskursu należy dodać pytanie fundamentalne, o to, czy zmiany, jakie się dokonują, pozwalają nadal na określanie nas jako gatunku Homo sapiens. Nie wchodząc w przerastające kompetencje autora konteksty przyrodnicze tego pytania, można stwierdzić, że obserwujemy obecnie zmierzch porządku, który ukonstytuował człowieka rozumnego w sensie społecznym i ekosystemowym. Trzeba postawić tezę, że to, co się dzieje współcześnie, to koniec oddziaływania na ludzkość skutków tak zwanej rewolucji neolitycznej, która została zapoczątkowana około 10 tysięcy lat p.n.e. Najistotniejszym tego objawem jest coraz powszechniejsze uświadamianie sobie, że rewolucja neolityczna wytyczyła dla ludzkości drogę rozwoju, podczas gdy obecnie dalszy rozwój prowadzi nas prawdopodobnie do globalnej katastrofy. Skoro zatem Homo sapiens jest w sensie społecznym dzieckiem rewolucji neolitycznej, uprawdopodobniona jest także teza o zmierzchu naszego gatunku, który aby przetrwać, musi odnaleźć inną strategię życia.
Skoro obecna cywilizacja jest cywilizacją rozwoju, wydaje się koniecznym, aby ta nowa strategia nowego człowieka na ziemi (człowieka rozsądnego – Homo rationabilis) oparła się na wykorzystaniu zasobów oddziedziczonych (cywilizacja dziedzictwa).