Nr 1/2019 Projektowanie jutra
2 Ultima Thule. Horyzonty technologii

Nr 1/2019 Projektowanie jutra

Biblioteka
  1. Wstęp

  2. Dylemat przyszłości: autonomia czy zależność?

  3. Ultima Thule. Horyzonty technologii

  4. Projektanci (w) przyszłości

  5. Poza horyzont zdarzeń

  6. Czy staliśmy się już postcyfrowi?

  7. Odprojektować projektowanie


2 Ultima Thule. Horyzonty technologii

Nowe technologie wytwarzania przedmiotów, technologie obliczeniowe, operujące na ogromnych zbiorach danych, biotechnologia, będąca zapowiedzią działań autoewolucyjnych, czy budząca się świadomość coraz bardziej inteligentnych algorytmów – to tylko najbardziej wyraźne oznaki procesów, które zmienią oblicze świata w najbliższych dekadach. Uświadomienie sobie skali nadchodzących zmian jest jedyną metodą, która może pozwolić choć w minimalnym stopniu wpłynąć na ich kierunek czy dynamikę.

„Jesteśmy chyba u schyłku epoki. Nie mam na myśli czasów pary i elektryczności, przechodzących w następne, cybernetyki i kosmonautyki. Samo takie nazewnictwo jest już ugięciem się wobec technologii, stających się zbyt potężnymi, abyśmy mogli i w przyszłości pogodzić się z ich autonomią. Cywilizacja ludzka jest jak okręt zbudowany bez planów. Budowla udała się nad podziw. Stworzyła olbrzymie maszyny napędowe i zagospodarowała wnętrze swego statku, prawda, że nierównomiernie, ale to jest do odrobienia. Ale ten okręt nie ma sternika. Cywilizacji brak wiedzy, która pozwoliłaby wybrać świadomie kurs spośród wielu możliwości, zamiast dryfowania w prądach losowych odkryć. Bo odkrycia, jakie złożyły się na budowlę, wciąż jeszcze są po części dziełem przypadku. Faktu tego nie zmienia to, że nie znając dalszej drogi, zmierzamy ku brzegom gwiazd”1.

Słowa te napisał Stanisław Lem w roku 1964 w jednej z najdonioślejszych swoich książek Summa technologiae. I przyznać trzeba, że trafność tego stwierdzenia zaczyna być widoczna. Osiągnęliśmy umiejętność wyzwalania ogromnych energii zdolnych napędzać globalną maszynę cywilizacyjną. W dziedzinie przekazu informacji internet sprawił, że większość mieszkańców Ziemi ma dostęp do nieograniczonych zasobów treści. Masowa produkcja i globalny system dystrybucji dostarczają codziennie miliardom ludzi towary na niespotykaną w dziejach skalę. A wszystkie te osiągnięcia, bez względu, jak oceniamy ich skutki, dokonały się w perspektywie zaledwie jednego pokolenia – góra dwóch. Tempo następujących zmian jest oszałamiające. To z jednej strony, a z drugiej – po raz pierwszy uświadomiliśmy sobie, jak kruchej równowadze zawdzięczamy nasze istnienie na Ziemi i jak brutalnie tę równowagę naruszamy.

Dzisiaj, pod koniec drugiej dekady XXI wieku, jesteśmy o wiele bardziej świadomi swojego miejsca w świecie i własnej znikomej skali, a mimo to niewiele zmieniło się w naszych relacjach z Ziemią, która jest jedynym domem, jaki mamy. Planowana misja marsjańska Elona Muska jest w gruncie rzeczy próbą ucieczki, zbudowania azylu, który umożliwi przeżycie garstce wybrańców, kiedy w samobójczym amoku unicestwimy siebie wraz z całą naszą planetą.

Lem przyrównał naszą cywilizację do okrętu bez sternika. Równie obrazowe może być przyrównanie współczesnej cywilizacji do nastolatka niepanującego nad własnymi emocjami, niezrównoważonego, chaotycznego w działaniu i niepotrafiącego przewidywać skutków swoich czynów. Schyłek epoki, który w 1964 roku zwiastował Lem, jest już widoczny. Jako cywilizacja musimy dorosnąć i wziąć odpowiedzialność za losy własne i całej planety. W przeciwnym wypadku nie przetrwamy. Nadchodzi czas, kiedy nieodwołalnie każdy z nas musi zacząć zdawać sobie sprawę ze wagi własnych poczynań. A szczególnie odnosi się to do tych dziedzin ludzkiej aktywności, w których skutki mogą być odczuwalne w skali globalnej. Dotyczy to zarówno nauki, techniki, polityki i ekonomii, jak i działań projektowych. Nie można już nie dostrzegać i nie uwzględniać skutków związanych z nowymi odkryciami, technologiami i materiałami. Jest za mało zasobów, aby beztrosko produkować stosy zupełnie zbędnych przedmiotów zaspokajających jedynie zachcianki, a niszczących otaczający nas świat. Choć łatwo ulec złudzeniu, że możemy funkcjonować w sztucznym środowisku – jesteśmy dziećmi Ziemi i od jej kondycji zależą losy całej naszej cywilizacji.

Część pierwsza. Nowe technologie wytwarzania: od druku 3D po hodowlę przedmiotów

Technologia druku 3D jest znana od lat 80. XX wieku. Od ponad czterech dekad rozwijane są sposoby budowania przedmiotów metodami przyrostowymi, jednakże dopiero ostatnich kilka lat przyniosło masowy wysyp rozwiązań technologicznych, które umożliwiają produkcję przy zachowaniu wszelkich wymogów technicznych, jakościowych oraz ekonomicznych. Z etapu urządzeń służących prototypowaniu przechodzimy do fazy, w której technologie przyrostowe zaczną w istotny sposób zmieniać reguły gry związane z produkcją przemysłową. Reguły, które u podstaw pozostają niezmienne od początków epoki przemysłowej. Historia znakomitej większości wytwarzanych współcześnie przedmiotów zaczyna się od tego, że pozyskujemy ze środowiska surowce bazowe, które następnie w wieloetapowych procesach produkcyjnych przetwarzane są w wyrób końcowy. Najczęściej są to metody oparte na redukowaniu ilości materiału (obróbka skrawaniem, cięcie, wykrawanie) lub energochłonnych przekształceniach (tłoczenie, kucie, wtrysk, odlew). W efekcie gotowy produkt jest sumą wszystkich operacji, które posłużyły do jego wytworzenia, zużytej energii, pracy ludzkiej, zasobów naturalnych. Nasz łańcuch produkcji oparty jest na przetwarzaniu zasobów naturalnych i w większości wypadków są to zasoby nieodtwarzalne w mierzalnej z ludzkiego punktu widzenia perspektywie czasowej (paliwa kopalne, lasy, woda, powietrze). Im bardziej energochłonny jest proces wytwarzania, tym głębszy ślad odciska w środowisku przedmiot. W każdym, najbardziej nawet błahym wytworze zawarta jest suma wszystkich przemian, które musiały zostać przeprowadzone, aby uformować jego ostateczną postać. Cena, z którą spotykamy się jako nabywcy, nie pokrywa realnych kosztów wytworzenia. Istniejący system nie obejmuje i zarazem nie uwzględnia kosztów związanych z obciążeniem środowiska naturalnego, czego wynikiem jest narastający na naszych oczach kryzys związany z globalnym ociepleniem, zanieczyszczeniem wód oceanicznych, dewastacją lasów tropikalnych czy masowym wymieraniem gatunków. Dwieście lat intensywnego rozwoju przemysłowego doprowadziło do bardzo niebezpiecznych i zagrażających przetrwaniu całej planety zmian w środowisku. Technologie przyrostowe dają nadzieję na zmianę tego stanu rzeczy. Trzeba sobie oczywiście zdawać sprawę, że jesteśmy dopiero na początku drogi, której ostateczny kierunek trudno przewidzieć. Tym niemniej po raz pierwszy zaczynamy postępować w sposób, który dotychczas był wyłącznie domeną Natury.

Części drukowane zaczynają być stosowane jako pełnoprawne komponenty urządzeń. Samolot Airbus A350 XWB zawiera około tysiąca wydrukowanych elementów, GE Aviation zaprojektowało silnik helikoptera, w którym dzięki technologii druku 3D zredukowano liczbę części z przeszło 900 do 16. Technologia wykorzystywana jest z powodzeniem w przemyśle kosmicznym – komponenty silników Merlin rakiety Falcon 9 są wytwarzane metodą druku 3D. Armie USA, Wielkiej Brytanii czy Izraela zaczynają korzystać z drukowanych w warunkach polowych części zamiennych. Firma Bugatti zaczyna wprowadzać drukowane z tytanu zaciski hamulcowe do samochodów. Podobny rozwój można zaobserwować w medycynie. Skojarzenie metod obrazowania trójwymiarowego z możliwościami druku umożliwia wytwarzanie elementów wbudowywanych w ludzkie ciało, dostosowanych indywidualnie do pacjenta. Elementów ratujących życie, przywracających sprawność i, co najważniejsze, powstających w czasie rzeczywistym, podczas zabiegów operacyjnych2. To są współczesne realia. Z drugiej strony druk 3D zmienia ekonomiczne podstawy wytwarzania, pozwalając znacznie redukować koszty. Stąd wiele przykładów wykorzystania tej technologii w krajach ubogich czy w rejonach dotkniętych klęskami żywiołowymi lub wojną.

Druk 3D to nie tylko nowa technologia produkcji, to przede wszystkim nowy sposób myślenia o przedmiocie. Jedną z jego istotnych zalet jest możliwość wytwarzania obiektów o dowolnym stopniu komplikacji. Projektowane struktury mogą być z jednej strony bardziej kompleksowe, a z drugiej prostsze w budowie, lżejsze i bardziej wytrzymałe. Przed projektantami otwierają się możliwości pełnej swobody twórczej przy zachowaniu właściwej hierarchii celów, bez konieczności podejmowania kompromisów wynikających z ograniczeń technologicznych. Właściwe podejście umożliwia tworzenie przedmiotów w optymalny sposób spełniających zamierzoną funkcję. Produkowanych na indywidualne życzenie odbiorcy, blisko miejsca, gdzie są potrzebne, oszczędnie pod kątem zużycia materiału i energii. Te możliwości są dostępne już dzisiaj, a jesteśmy zaledwie na początku rozwoju tej technologii. Nieuchronnie będziemy sięgać coraz głębiej w świat materii, wykorzystując coraz subtelniejsze mechanizmy pozwalające kształtować przedmioty. Ideałem są rozwiązania stosowane przez Naturę. Proces fotosyntezy czy embriogeneza wyznaczają kierunki poszukiwań. Być może już niedługo przedmioty, zamiast powstawać w brudnych energochłonnych procesach przemysłowych, wzrastać będą samoistnie, czerpiąc z energii słonecznej lub subtelnych manipulacji na poziomie atomowym. Czym wtedy będzie projektowanie przedmiotów? A może przedmioty staną się po prostu zbędne – będziemy projektowali procesy, funkcje, wedle których reorganizowała się będzie struktura materii po osiągnięciu celu powracająca do swojej pierwotnej formy?

Część druga. Technologie obliczeniowe: big data analysis, kreacja z maszyny

Współczesne metody projektowania opierają się coraz mocniej na narzędziach wykorzystujących komputery jako wzmacniacze naszych możliwości twórczych. Tym, czym na budowie są dźwig lub koparka, w dziedzinie projektowania są aplikacje CAD, CAM, CAE – protezą wzmacniającą nasze siły umysłowe i stwarzającą nowe, niedostępne wcześniej możliwości. Przykładem budowanie syntetycznych światów, w których sprawdzamy koncepcje, zanim zdecydujemy się je urzeczywistnić. Możliwości, jakie dają systemy komputerowe pozwalające na symulowanie zjawisk, stosowane są od wprowadzenia maszyn obliczeniowych – redukcja prób przeprowadzanych z bronią jądrową w latach 70. była możliwa przede wszystkim dzięki zaawansowanym programom symulacyjnym. Obliczenia wytrzymałościowe, symulacje przepływów cieczy, gazów, termika są powszechnie wykorzystywanymi narzędziami w praktyce projektowej. Wszędzie tam, gdzie pojawiają się znaczne ilości danych, komputery pomagają przetworzyć je w struktury ułatwiające ich zrozumienie, znalezienie wzajemnych powiązań i zależności. Dotyczy to fizyki, astronomii, ekonomii czy medycyny. Systemy obliczeniowe pozwalają na manipulowanie ogromnymi ilościami danych, których zebranie wykracza poza możliwości ludzkiego umysłu, podobnie jak sprawne operowanie na ich zbiorach. Nasz mózg potrafi niezwykle efektywnie operować danymi związanymi z funkcjonowaniem ciała, doskonale radzi sobie z przetwarzaniem informacji docierających poprzez zmysły, jednak większość jego potencjału została ukształtowana przede wszystkim w celu przetrwania w świecie, w którym już od dawna jako gatunek nie funkcjonujemy. Jesteśmy ograniczeni biologiczną strukturą naszego ciała i cechami środowiska, w którym wyewoluowaliśmy. Choć zdolni do operowania wśród matematycznych abstrakcji, ograniczeni jesteśmy w przetwarzaniu wielkich zbiorów liczbowych, a nasze poznanie to wielostopniowy proces selekcji i budowania syntetycznych, radykalnie uproszczonych modeli zjawisk.

Rosnąca sprawność systemów komputerowych daje możliwości dalece wykraczające poza działania wspomagające projektowanie, analizę, symulację czy wizualizację. Topologiczna analiza danych umożliwiła stworzenie systemu, który z narzędzia wspomagającego projektowanie stał się narzędziem kreacji3. Na podstawie danych wejściowych i założonych parametrów algorytm potrafi wykreować struktury o niezwykłej wytrzymałości przy zachowaniu minimalnego zużycia materiału, które w zaskakujący sposób zbliżone są do tworów spotykanych w świecie Natury – takich jak struktury kostne, tkanki roślinne. Co najciekawsze, swoją budową bardzo daleko odbiegają od intuicyjnego ludzkiego sposobu kształtowania. Zatoczyliśmy przedziwny krąg, zaczynając od wykorzystania najprostszych możliwości, jakie dawało nam środowisko, stopniowo rosnąc w siłę, środowisko to przekształcając i naginając do miary kąta i metra, dzieląc czas na mierzalne odcinki, aby na końcu za sprawą algorytmów napędzających zbudowane według tych wiktoriańskich miar maszyny powrócić do początku, do źródeł tej samej „matematyki”, która leży u podstaw Natury. Przychodzi czas, kiedy będziemy musieli porzucić sztywny gorset schematów, według których budowaliśmy nasz świat. Maszynowe algorytmy okazują się zarówno skuteczniejsze, jak i bardziej ekonomiczne od „ludzkiego” projektowania. Obserwujemy intensywny rozwój cyfrowych metod je wspomagających, jutro być może, w dziedzinie inżynierii czy konstrukcji metody te zastąpią człowieka. Już w niedalekiej przyszłości możliwy będzie scenariusz, według którego wkładając w maszynę odpowiednio zestawione dane na wejściu, otrzymamy na wyjściu wizję gotowego produktu. Kreacja z maszyny w takim wydaniu wydaje się możliwa i stosunkowo bliska realizacji – czy będziemy wtedy używać jako kolejnego marketingowego argumentu oznaczenia „zaprojektowane przez człowieka”? Jeszcze dalej w swoich postulatach posunął się Lem w 1964 roku, kreśląc wizję „hodowli informacji” – systemu umożliwiającego algorytmiczną kreację poznania naukowego bez udziału człowieka. Ten obraz wydaje się mało optymistyczny, ujawnia bowiem niebezpieczne przybliżanie się do granicy, poza którą wszyscy bez wyjątku z istot rozumiejących i kontrolujących procesy poznania staniemy się biernymi konsumentami i nieświadomymi użytkownikami nauki i technologii.

Część trzecia. Human+ – granice człowieczeństwa

Przemiany, które następują w świecie, będące wynikiem ludzkiej aktywności, z jednej strony podporządkowują środowisko, dostosowując je do naszych potrzeb, a z drugiej strony stawiają człowiekowi coraz wyższe wymagania. Zasoby wiedzy i umiejętności niezbędne do sprawnego funkcjonowania we współczesnym społeczeństwie decydują o coraz dłuższym procesie edukacji. Bardzo daleko odeszliśmy od świata XVI wieku, w którym w umyśle jednego człowieka można było zgromadzić całą dostępną ludzkości mądrość. Daleko też jesteśmy od naiwnego XIX-wiecznego przekonania, że wszystkie tajemnice świata już zostały odkryte, a przyszłym pokoleniom zostanie jedynie wypełnienie drobnych luk w poukładanym i spójnym obrazie. Dziś pytania mnożą się szybciej, niż jesteśmy w stanie na nie odpowiadać, a zasoby wiedzy przyrastają w tempie większym niż możliwości jej przyswajania. Stąd rosnąca specjalizacja w nauce i technice. Coraz większą rolę przypisujemy globalnym schematom przeszukiwania i segregacji danych. Żaden człowiek nie jest dzisiaj w stanie ogarnąć zasobów informacji dostępnych w sieci, tym bardziej że zawsze treść rzetelnie zebraną i sformułowaną trzeba będzie z trudem filtrować (ekstrahować) spośród pełnego śmieci szumu informacyjnego. Skazani na pośrednictwo maszyn filtrujących informację, zamknięci z coraz węższych szufladkach specjalizacji, jesteśmy zmuszeni poszukiwać sposobów na zwiększenie możliwości ludzkiego umysłu. Czy chcemy tego, czy nie, wyścig z maszyną o prymat w dziedzinie poznania już trwa. Założona przez Elona Muska firma Neuralink zajmuje się ni mniej, ni więcej a opracowaniem technologii połączenia ludzkiego systemu nerwowego z komputerem. Ten trend będzie wzmacniany przez wiele zjawisk związanych z kulturą masową (takich jak moda i media) zapotrzebowanie zawodowe czy potrzeby medycyny. Cyborgizacja nastąpi szybciej i płynniej, niż wydaje nam się z dzisiejszej perspektywy. Wystarczy spojrzeć na łatwość, z jaką akceptujemy powszechność tatuaży czy operacji plastycznych. Wizja świata z powieści Neuromancer Williama Gibsona już rysuje się na horyzoncie. Pracownicy szwedzkiej firmy Epicenter zaakceptowali wszczepienie mikroprocesora ułatwiającego dostęp do pomieszczeń i sprzętu. Już teraz można spotkać się z dyskusją na temat wszczepianych elementów umożliwiających personalizację bankowości czy komunikacji. Bioniczne protezy sprzężone z układem nerwowym dają nadzieję na odzyskanie sprawności osobom poszkodowanym w wypadkach czy skutkiem chorób. Za chwilę będziemy próbowali zwiększyć możliwości obliczeniowe naszego mózgu, poprawiać pamięć, ułatwić wprowadzanie nowych treści – stanie się to koniecznością we wszelkich dziedzinach związanych z nauką czy projektowaniem. I tak powoli, krok za krokiem, metodą drobnych korekt i ulepszeń któregoś dnia uświadomimy sobie, że homo sapiens zniknął z powierzchni planety, dalsze kształtowanie naszego gatunku przestało podlegać prawom Natury, a odbywa się pod wpływem mody, pracy czy wojny. Zarówno cechy umysłowe, jak i fizyczne staną się kwestią planowania i projektowania. Kto wie, jaki skutek mogą przynieść możliwości takiego wpływania na fizyczną postać człowieka, wszak funkcjonalność nie jest najwyższym atutem naszych ciał, zaś w świecie, gdzie będzie można swoją fizyczność kształtować swobodnie, wszystko stanie się wyłącznie kwestią umowy. Dotkniemy wówczas granicy, o której z przyczyn oczywistych dosyć łatwo zapominamy – biologia naszych ciał wyznacza granice tego, co nazywamy człowieczeństwem.

Część czwarta. Obcy w domu – sztuczna inteligencja

Określenie „sztuczna inteligencja” jest obecne w otaczającej nas rzeczywistości. „Inteligentne” są smartfony, domy, samochody. Na co dzień korzystamy z aplikacji analizujących dane i podpowiadających nam właściwe rozwiązania, których rdzeniem są mechanizmy maszynowej inteligencji. Tym niemniej wszystko to, z czym dzisiaj możemy mieć do czynienia, można zaklasyfikować do kategorii „zawężonej sztucznej inteligencji” – de facto wyspecjalizowanych algorytmów nakierowanych na rozwiązywanie konkretnych zadań, absolutnie pozbawionych świadomości. Zdolność do prowadzenia ograniczonej konwersacji czy wykazywanie zachowań, które odbieramy jako emocjonalne, jest pozorem, świadomie wykorzystującym ludzką skłonność do projekcji cech żywej istoty na martwy przedmiot. Tym sposobem oswajamy się z faktem obecności „inteligentnych programów” w naszym otoczeniu. Prace nad wprowadzeniem „sztucznej inteligencji”, która dorównywałaby możliwościom człowieka, a w bliskiej perspektywie daleko te możliwości wyprzedzała, prowadzi wiele ośrodków naukowych, w tym centra badawcze Google’a i Amazona. Czy rację mają ci, którzy obawiają się sztucznej inteligencji obdarzonej świadomością? Czy ostrzeżenia wygłaszane przez Stevena Hawkinga, Elona Muska i innych są słuszne? Pewne jest jedno – wszystko, z czym mamy do czynienia, to zaledwie „martwe” narzędzia wykorzystywane przez ludzi. Nawet jeżeli mówimy o tak rozbudowanych systemach jak wprowadzany w chinach Social Credit System, którego celem będzie sprawowanie elektronicznego nadzoru nad aktywnością obywateli i prowadzenie rankingu ich społecznej wiarygodności4. Z chwilą, kiedy uda nam się przebudzić świadomość, staniemy oko w oko z absolutnie obcą istotą. Czystym rozumem pozbawionym biologicznego balastu, w którym jak w zwierciadle zobaczymy wszystkie swoje ograniczenia i ułomności. W tym wypadku stwórca okaże się pośledniejszy od stworzenia. W swojej historii człowiek wielokrotnie redefiniował filozoficzne i światopoglądowe postawy, na których budowane były systemy społeczne. Sztuczna inteligencja to kres idei humanistycznych stawiających homo sapiens na szczycie drabiny stworzenia. Nieuchronnie staniemy się jedynie pośrednim szczeblem w rozwoju „rozumu”. Należy tylko mieć nadzieję, że Rozum obudzony w maszynie bardziej będzie przypominał Golema XIV z powieści Lema niż hollywoodzkie wyobrażenie Skynetu czy Matrixa i wskaże nam drogę, którą będziemy podążać, by nie pogrążyć się w cywilizacyjnej zapaści. Bez względu na czekający nas scenariusz zdarzeń przewidywania analityków wskazują, że tylko skutkiem implementacji „inteligencji zawężonej” w stosunkowo bliskiej przyszłości pracę utraci 47% populacji USA5. Należy przyjąć, że w Europie sytuacja na rynku pracy ukształtuje się podobnie. Algorytmy będą sprawniej wykonywać nie tylko działania związane z prostymi zajęciami, wkroczą w te dziedziny, które dotychczas zarezerwowane były dla ludzi. Lekarze, prawnicy, inżynierowie na równi z kierowcami, magazynierami, sprzedawcami z dnia na dzień przestaną być potrzebni. Będzie to oznaczać kres dotychczasowych systemów społecznych i gospodarczych. Gdzie w tym całym zamieszaniu znajdzie się miejsce dla projektanta? Kreacja będzie prawdopodobnie ostatnim bastionem ludzkiej aktywności, choć biorąc pod uwagę coraz bardziej zawężające się pole manewru, stanie się dziedziną szczególnie wymagającą. Warto z pewnością już dziś zweryfikować cele i drogowskazy, jakimi powinien kierować się w przyszłości projektant. Jednym z podstawowych będzie – odpowiedzialność i świadomość. Projektowanie stanie się procesem wspomaganym inteligentnymi systemami analizy danych, prowadzonym po optymalnych gradientach energetycznych, funkcjonalnych, ekologicznych czy estetycznych. Gdzie każdy krok zakwita drzewem symulacji, gdzie każda decyzja rozpięta jest na krzywych wykresów. Forma naturalnie ukształtowana. Brzmi znajomo? Jak najbardziej, ale wyobrażona we wszystkich dostępnych wymiarach. Być może w przyszłości w pełni zrealizuje się idea Andrzeja Pawłowskiego, że „istotą naszych działań jest obmyślanie procesów, w których obiekty i urządzenia techniczne odgrywają jedynie rolę pomocniczą. Obmyślanie życia powinno stać się sensem projektowania…”6, zaś projektant z roli najemnika „wolnego rynku” stanie się kreatorem nowych celów pośrednio zaledwie poprzez przedmioty i urządzenia wyrażanych.

Epilog. „W lewo pójdziesz – głowę stracisz; w prawo pójdziesz – zginiesz; a odwrotu nie ma”7

Bez względu na to, w jakim kierunku będą następowały, zmiany są nieuniknione. Niewiadomą jest wyłącznie nasze tempo dostosowywania się. Czas, kiedy świat ewoluował w okresach liczonych setkami lat, minął bezpowrotnie. Dzisiaj rewolucje dokonują się w tempie mierzonym w dekadach. Stąd niezwykle ważna jest zdolność coraz szybszej adaptacji i umiejętność uczenia się. Wiedza, którą wynosimy ze szkoły dzisiaj, będzie już nieaktualna 10–20 lat później. Pochód cywilizacji coraz bardziej się rozciąga. Już dziś różnice w świadomości, wiedzy i możliwościach pomiędzy czołówką świata a jego peryferiami są tak ogromne, jakbyśmy żyli w różnych epokach. Jutro te różnice będą dotyczyły natury samego człowieka. Stąd tak niezwykle istotne jest zachowanie świadomości zachodzących zmian i chociaż próba racjonalnego wyboru ich kierunku. Szczególną rolę w kreowaniu obrazu przyszłego świata winni odegrać ludzie nauki, artyści, projektanci. Wszystkie te umysły, które z racji wykonywanego zawodu zobligowane są do tworzenia szerszego obrazu świata. To nie przywilej, to nakaz. W nadchodzącej epoce wkroczymy nieuchronnie na ścieżkę autoewolucji, porzucając człowieka, aby zarazem człowieka ocalić.

Yuval Noah Harari kreśli mało optymistyczną wizję dla współczesnego człowieka. „Na początku XXI wieku lokomotywa Postępu ponownie daje sygnał odjazdu – i będzie to prawdopodobnie ostatni pociąg, jaki opuści stację zwaną homo sapiens. Ci, którzy się na niego spóźnią, nigdy już nie dostaną drugiej szansy. Aby zapewnić sobie miejscówkę, trzeba rozumieć technologie XXI wieku, a w szczególności moce tkwiące w biotechnologii i algorytmach komputerowych. Ich siła jest znacznie potężniejsza niż siła pary i telegrafu, nie będą też wykorzystywane wyłącznie do wytwarzania żywności, tkanin, pojazdów i broni. Głównymi produktami XXI wieku będą ciała, mózgi i umysły, a przepaść między tymi, którzy będą umieli konstruować ciała i mózgi, a tymi, którzy tego umieli nie będą, okaże się znacznie większa niż otchłań dzieląca Wielką Brytanię Dickensa od Sudanu Mahdiego. Mało tego: będzie większa niż przepaść między homo sapiens a neandertalczykami. W XXI wieku ci, którzy pojadą pociągiem postępu, osiągną boską zdolność tworzenia i niszczenia, a ci, którzy zostaną, będą skazani na wymarcie”8.