Przyszłość jest / może być / będzie / nie musi być

Chaotyczna1. Dynamiczna. Pasjonująca. Ponura. Nie sposób się wypowiedzieć, pozostając świadomym własnych ograniczeń kognitywnych. Przyjmijmy jednak na chwilę scenariusz hiperoptymistyczny, a więc brak (1) globalnych konfliktów zbrojnych oraz (2) katastrofalnych zmian klimatycznych. W takich idyllicznych warunkach digital design będzie rozkwitał. Światu będzie bowiem zależeć na coraz lepszej dostępności, większej interoperacyjności oraz totalnej mobilności. Projektanci produktów cyfrowych na nudę narzekać nie będą. Nowe interfejsy pojawią się jak grzyby po deszczu. Augmented reality? Virtual reality? Passé. VUI? Soooo 2018. Znacznie szybciej, niż sądzimy, projektanci zostaną zaprzęgnięci do projektowania interfejsów neuralnych, w których jedynym łącznikiem między człowiekiem i maszyną stanie się myśl. Plus impuls elektryczny. Ale żeby to zrobić, niezbędna będzie specjalistyczna wiedza z pogranicza biologii i fizyki (tak, tej samej fizyki, która już dziś każe projektantom wiedzieć, że jeśli założymy na głowę użytkownika VR headset i uruchomimy symulator, na przykład rollercoastera, to – bez adekwatnych bodźców motorycznych, takich jak wznoszenie i opadanie – poddany temu eksperymentowi dostanie mdłości i puści pawia). Biznes będzie równie wymagający. W jaki sposób zachęcić nowych użytkowników do onboardingu? Jak ich zlojalizować i podnieść ich parametry retencji (a może wręcz uzależnić)? Znacznie łatwiej znaleźć odpowiedzi na te pytania, znając podstawowe prawidła psychologii poznawczej, socjologii, neurobiologii, filozofii umysłu, sztucznej inteligencji, lingwistyki oraz logiki i fizyki. Projektanci będą musieli być interdyscyplinarni. Najlepiej z natury. Skoro już jesteśmy przy sztucznej inteligencji. Prawdopodobnie nie doprowadzi ona do anihilacji gatunku Homo designerus, ale na pewno znacząco zmieni się charakter naszej pracy. Żmudny research? Nigdy więcej. Algorytmy samouczące się wydestylują za nas z tysięcy petabajtów danych dostępnych obecnie w internecie relewantne informacje, pozostawiając nam najbardziej odpowiedzialne zadanie – podjęcie właściwej decyzji projektowej. Gabaryty wspomnianych decyzji również nie będą maleć, wręcz przeciwnie. Gdy każdy będzie połączony z każdym i wszystko ze wszystkim (Internet of fucking everything), projektanci nie będą mogli skupiać się na punktowych problemach, ich zadaniem będzie bowiem tak zaprojektować usługę, doświadczenia lub wręcz cały cyfrowy system, aby poruszający się w tym gąszczu urządzeń anonimowy user nie zwariował. Z całego powyższego (celowo nieco chaotycznego) wywodu wyłania się obraz (uber)świadomego projektanta-generalisty, który bardziej aniżeli natchniony demiurg stwarza i ubiera w formę, pokornie facylituje proces i łączy kropki. Wielokropki. Projektant-konektor. Czy to brzmi dumnie? Pozostawiam do samodzielnej oceny. BTW, czy nowe technologie za 10 lat będą przestarzałe? A czy za 10 lat dzisiejsza #przyszłość będzie #przeszłością? Oczywiście. A odpowiedzialnością projektanta jest i będzie za nimi nadążać.

Przypisy:

  1. Za moment zauważysz zapewne, Drogi Czytelniku, że niniejszy tekst nie ma akapitów. To celowy zabieg, aby tym mocniej podkreślić nieuporządkowaną naturę przyszłości. To nie lenistwo.

 

Tekst jest częścią cyklu O przyszłości towarzyszącemu numerowi 1/2019 pisma FORMY pt. Projektowanie jutra.

czytaj także: