Projektant?

Nowe dziedziny, nowe narzędzia, nowe wyzwania, nowe projekty, nowe tytuły na wizytówkach. Zmiany i rozwój. Ten proces jest zupełnie naturalny i każdy, kto chce projektować, musi się rozwijać. Na razie na dużą zmianę się nie zanosi. Może wesprze nas sztuczna inteligencja. Może nowe technologie drastycznie zmienią produkcję. A może nagle zrobimy jakiś wielki zwrot i zmieni się wszystko, nie tylko dizajn.

Dużo projektantów mówi o tym, jak bardzo jesteśmy odpowiedzialni za losy planety, za ludzi. Ciągle słyszymy, że powinniśmy projektować, używając nowych, bardziej ekologicznych materiałów. Planować projekt „od kołyski, do kołyski”, że nasza praca jest taka ważna i wszystko na świecie jest zaprojektowane. Lubimy myśleć o sobie, że wiemy więcej od innych i to my kształtujemy świat. Prawie jak kompleks Boga… Tylko czy należy nam się szczególna uwaga, czy naprawdę mamy taką moc?

Nie.

To wszystko brzmi świetnie, gdy teoretyzujemy. Akademickie, idealistyczne myślenie. Mówi się studentom, jaka to odpowiedzialność na nich ciąży, a potem idą do pracy i dostają pierwszy, drugi, kolejny projekt. Ostatecznie okazuje się, że nasz wpływ na rozwiązania technologiczne jest minimalny. Brief, projekt, realizacja. Biznes lubi dizajn, bo dizajn się sprzedaje. Prawda jest taka, że nasz projekt musi przynieść zysk.

Niektóre firmy rozumieją dizajn, inne traktują projektantów jak kolejny trybik w maszynie. Ale zawsze kiedy jesteśmy potrzebni, fajnie jest pokazać, jak to się ceni projektowanie; zrobić film, zdjęcie z projektantem i pochwalić się red dotem. Niby wszyscy kiwają głowami, że dizajn jest ważny, ale ostatecznie tylko poklepią nas po ramieniu, powiedzą coś miłego, a potem i tak zrobią swoje. Wykres musi iść do góry, na zielono. Za to z naszych wielkich idei raczej nic nie będzie. Właśnie powstały kolejny smartfon, który zostanie wymieniony za kilkanaście miesięcy. W końcu trzeba kupić nową, „lepszą” wersję, a ten „stary”, chociaż całkiem dobry produkt powędruje do śmieci.

Zmiana potrzebna jest nie w dizajnie jako takim, ale w jego postrzeganiu i zaufaniu do projektantów. Tylko żeby to osiągnąć będziemy potrzebować reprezentacji. Potrzebujemy dizajnerów, którzy rozumieją biznes, będą myśleć strategicznie i przekonywać, co możemy zrobić i jakimi środkami. Będą myśleć o przyszłości, o długoterminowym wpływie naszych poczynań na środowisko, kulturę i użytkownika. Myślę o projektantach, którzy pewnie na tym etapie już nie projektują, tylko korzystają ze swojego doświadczenia, planują i starają się forsować zmiany. I nie myślę o projektach do magazynów, fajnych stylizacjach i rozwiązaniach albo produktach, które zmuszają nas do myślenia. To pogranicze sztuki. Myślę o twardym projektowaniu do masowej produkcji.

Życzę sobie i wszystkim dizajnerom, żebyśmy w końcu „zasiedli do stołu”. Ale nie zrobimy tego, służąc klientowi bądź pracodawcy. Musimy wejść na jego poziom i mówić językiem biznesu. Warto odrobić tę lekcję. Może gdy skala się zwiększy i zdobędziemy pozycję, to zaczniemy mieć realny wpływ na świat, który nas otacza.

 


Tekst jest częścią cyklu O przyszłości towarzyszącemu numerowi 1/2019 pisma FORMY pt. Projektowanie jutra.

czytaj także: