Naukowość

Dizajn kręci się w kółko jak pies goniący własny ogon. Osoba, która spędziła na wydziale projektowym kilka lat, zapewne stworzyła sobie w głowie już szufladki dla ograniczonej liczby możliwych projektów studenckich. O, kolejne innowacyjne modularne meble. Kolejny innowacyjny pojazd ekologiczny. Głównymi narzędziami badawczymi studentów są wyszukanie w Google paru słów kluczy, przeglądanie Pinteresta i może obejrzenie jakiegoś TEDxa.

Nauka akumuluje się jak ziarna piasku w delcie rzeki. Praca licencjacka na każdej innej uczelni niż artystyczna to najczęściej tylko przegląd stanu badań, kwerenda, może jakieś porównanie. Praca magisterska wymaga zbadania czegoś. Praca doktorska to być może już nowe odkrycie. Mały krok do przodu nauki, którą buduje cały świat. Prace doktorskie projektantów to natomiast najczęściej niewiele więcej niż podsumowanie własnych osiągnięć. Bibliografia raczej z grzeczności.

Na drugim roku studiów mieliśmy warsztaty z Natalie Weinmann , która jest wykładowczynią na uczelni w Stuttgarcie. Tym, co zrobiło na mnie chyba największe wrażenie w trakcie tych warsztatów, była metodyczność i eksperymentalność. Pracowaliśmy z materiałem, Natalie wymagała, by każde nasze działanie było powtarzalne, rozmyślne, celowe. Mieliśmy robić bardzo wiele próbek, sprawdzać, łączyć. A gdy wydarzyło się coś, czego nie rozumieliśmy, coś niespodziewanego – to właśnie mieliśmy zgłębić i zrozumieć, wykorzystać. Nikt nigdy wcześniej ani później nie pracował ze mną w ten sposób.

W ciągu całej mojej edukacji nikt na żadnych zajęciach projektowych nie kazał mi przeczytać ani jednej książki. Tylko jeden wykładowca pokazał mi na zajęciach prace innego projektanta. Nie doskwierało mi to tak bardzo, póki nie spędziłem semestru na Islandii, gdzie co tydzień musiałem czytać teksty artystów i projektantów (tak, artyści też piszą eseje!), a kursy zaczynały się od pokazania przez prowadzących i prowadzące projektów z danej dziedziny wykonanych przez dizajnerów z całego świata. I nagle już nie kręcimy się w kółko!

Nie muszę chyba mówić o moim zażenowaniu, gdy okazałem się zupełnym ignorantem w temacie współczesnego dizajnu w porównaniu z moimi znajomymi z Islandii i Holandii. Tak samo jak wiedza z historii powszechnej i historii sztuki, wiedza polskiego studenta o projektowaniu kończy się mniej więcej w latach 70. Jestem ekspertem od paleolitycznych Wenus, ale niewiele wiem o najważniejszych projektantach ostatnich 20 lat.

W trakcie pewnego wykładu gościnnego choreografka Rebecca Hilton mówiła o swojej praktyce artistic research, czymś, o czym nigdy nie słyszałem, a na czego temat ludzie piszą książki. Ona jako artystka współpracuje z socjologami w projektach jako równoprawna badaczka. Cały jej wykład nie tylko był opisem niesamowicie ciekawej praktyki artystycznej, ale miał też zapewne więcej przypisów i odniesień do literatury naukowej, niż widziałem w trakcie całych studiów na ASP.

Czasem słyszę o projektach badawczych prowadzonych na ASP w PRL-u. W książce Krzysztofa Lenka Krótkie teksty o sztuce projektowania przeczytałem: „Na ulicy Smoleńsk badano siłę sygnału wizualnego i projektowano znaki ostrzegawcze dla kopalń węgla. Na początku lat siedemdziesiątych Katedra Komunikacji Wizualnej była jednym z miejsc najbardziej zaawansowanego projektowania wizualnego w Europie, a prace eksperymentalne nauczycieli i dyplomy studentów były sensacją międzynarodową”1. Nie jestem w stanie ocenić, na ile to prawda, a na ile wyidealizowany obraz przeszłości. Z całą pewnością jednak znaczy to, że nasze uczelnie projektowe już kiedyś były bardziej naukowe, były badawcze, były eksperymentalne – w znaczeniu odkrywania nowej wiedzy.

Czego brakuje moim zdaniem w edukacji projektowej w Polsce? Naukowości. I nie chodzi mi o to, żeby było za projektami więcej researchu. Researchu możemy naprodukować, ile chcemy, ale może czas zrobić jednak jakieś badania. Nie chodzi też o to, żeby projekty były bardziej intelektualne. W nauce nikt nie traktuje poważnie nawet najmądrzejszych osobistych wynurzeń jakiejś osoby na temat społeczeństwa. Osobista opinia jest niewiele warta, a fakt musi być potwierdzony. Nauka polega na akumulacji wiedzy, nie na wymyślaniu wszystkiego jeszcze raz od nowa.

Akademia nie jest od tego, by przygotowywać do zawodu. Od tego są kursy w internecie trwające pięć miesięcy. Wykształcenie akademickie to dużo więcej. Wykształcenie akademickie powinno uczyć krytycznego myślenia, czytania i analizowania tekstów, dyskutowania, formułowania własnych sądów, znajdowania informacji. Praktyczne przyuczenie do zawodu według ustawy jest celem uczelni zawodowej, a wiele ASP w Polsce, zgodnie ze swoją nazwą, aspiruje do miana uczelni akademickiej. Choć może lepiej jednak, żebyśmy nie mogli robić doktoratów, póki nie jesteśmy na to gotowi. Chyba że przyznamy się do tego, że projektant jest po prostu rzemieślnikiem, wyrobnikiem, że nasza praca to zrobić ładnie. Być może należy zadowolić się byciem uczelnią zawodową. Ale ja wierzę, że dizajn może stać się nauką. Chciałbym, żebyśmy przestali być zamknięci w naszych małych główkach, otworzyli oczy, zobaczyli, co inne osoby już zrobiły, skorzystali z ich wiedzy, zaczęli tworzyć projektowanie na uczelniach, które nie istnieje tylko po to, żeby się dobrze sprzedawało na rynku, ale jest potrzebne do czegoś więcej.

 

  1. Krzysztof Lenk, W stronach Pluty, w: Krótkie teksty o sztuce projektowania, Gdańsk: wydawnictwo słowo/obraz terytoria 2011, s. 17

 


fot. Mateusz Baniak
redakcja: Mariusz Sobczyński

czytaj także: