Między pasją a pasją

Ania Raś jest projektantką i DJ-ką z kilkunastoletnim stażem. W 2015 roku ukończyła Wydział Form Przemysłowych krakowskiej ASP. O łączeniu pasji i pracy zawodowej, zmianie branży i o tym jak pojechać do Stanów Zjednoczonych przeczytacie w najnowszym wywiadzie.

WFP

Joanna Krokosz: Powiedz, skąd wziął się pomysł by zdawać na Wydział Form Przemysłowych?

Ania Raś: To jest ciekawa i trochę długa historia, ale postaram się opowiedzieć ją szybko. Byłam dzieckiem, które uwielbiało spędzać czas w swoim pokoju. Miałam milion pasji, rodzice bardzo mnie wspierali. Jeśli nie rysowałam, to słuchałam muzyki lub robiłam na drutach, wyszywałam, lepiłam z plasteliny, dekorowałam swój pokój. Zawsze to było coś związanego z rękami. Kreatywność level hard. Nie należałam do dzieci, które są bardzo utalentowane, rysowałam jak potrafiłam i bardzo to lubiłam.

Kiedy dowiedziałam się o Akademii Sztuk Pięknych, studiowanie na niej stało się moim marzeniem, uznałam, że jestem stworzona do tego. Kiedy przyszedł czas matury, pojechałam do Krakowa. Wtedy chciałam jeszcze zdawać na Architekturę Wnętrz bo nie wiedziałam, że istnieje wzornictwo i Wydział Form Przemysłowych . Przyszłam na konsultacje przed egzaminem, na które przyniosłam kilka prac i usłyszałam od jednego z wykładowców „Pani Aniu, niech pani się nauczy rysować i przyjdzie do nas za rok”. To było bardzo trudne przeżycie, mój plan runął. Czyli nie mam talentu i nie nadaję się na te studia.

W tamtym czasie moja mama pracowała we Włoszech i wymyśliłam, że będę się uczyć języka włoskiego. Dostałam się na Uniwersytet Pedagogiczny na Filologię Włoską. Przyznaję bez wstydu, że byłam jedną z najgorszych osób na roku. Radziłam sobie najsłabiej, pomimo tego, że miałam kontakt z językiem, bo często jeździłam do mamy. Ostatecznie nie zdałam egzaminu końcowosemestralnego, poprawki też nie. Nie dostałam też zgody prowadzącego na ponowne podejście do egzaminu. Dla mnie to była kolejna porażka, nie wiedziałam, co zrobić. 

W końcu w mojej głowie znów zakiełkował pomysł by zdawać na studia artystyczne. Porozmawiałam z mamą, nie byłam pewna czy będzie nas stać na lekcje rysunku. Mama oczywiście bardzo mnie wspierała. Później sprawy potoczyły się bardzo szybko, przez przypadek mama dowiedziała się, że jej była szefowa w polsce zna profesora Nowaka, który uczy na Akademii. Dostałam informację kiedy i gdzie można go złapać na Wydziale. Czekałam na korytarzu, oczywiście nie wiedząc, jak wygląda profesor Nowak. Poprosiłam jakąś panią by mi go pokazała. Podeszłam do niego, na szczęście wiedział, że będę na niego czekać. Zapytałam czy udzieli mi lekcji rysunku, a on odpowiedział, że oczywiście tak. Na pierwszej lekcji profesor powiedział mi o WFP, na którym można projektować i wnętrza i grafikę i wzornictwo, pomyślałam, że to jest dokładnie to co chciałabym robić w przyszłości. Wtedy właśnie postanowiłam podejść do egzaminu, zdałam go za pierwszym razem.

JK: Dyplom to dla wielu osób moment przełomowy, opowiedz o swoich doświadczeniach. Jakimi tematami się zajmowałaś?

AR: Trafiłam do Katedry Metodyki Projektowania, moją promotorką była prof. Maria Dziedzic. Pamiętam, że nie miałam swojego pomysłu na temat. Wtedy albo trzeba było mieć propozycję tematu albo należało skorzystać z listy tematów przygotowanej przez prowadzących. Jednym z tematów był projekt w oparciu o technologię zakładu „Kamionka” w Łysej Górze. Rzemiosło w projektowaniu zawsze bardzo mnie pociągało, stwierdziłam, że to może być ciekawy obszar. Pojechaliśmy na wycieczkę do Łysej Góry i poznałam ich technologię. Wtedy na WFP nie było pracowni ceramiki. Byłam wtedy z chłopakiem, który był związany z gastronomią, często jadaliśmy w restauracjach. Zainteresował mnie temat kultury restauracyjnej i jedzenia poza domem. Często przed posiłkiem w restauracji podawany jest chleb, oliwa lub masło. Chciałam, żeby stało się to ciekawym i nowym doświadczeniem. W końcu zdecydowałam się na zestaw do serwowania pieczywa, oliwy, octu balsamicznego i pieprzu. Zestaw składał się z kilku elementów: talerz pozwalał na podgrzanie i serwowanie pieczywa, w moździerzu można było rozdrobnić pieprz. Kolejnym elementem była miseczka z zagłębieniami na oliwę i ocet balsamiczny, która poprzez lejki i obracanie pozwalała na pomieszanie tych dwóch płynów, w których następnie maczało się chleb. Zależało mi na podkreśleniu celebracji tej chwili. Kulisy powstawania projektu były takie, że wszystkie modele robiłam w swoim studenckim mieszkaniu. Pamiętam, że żeby gips odkleił się od powierzchni potrzebowałam szybę, a jedyna dostępna szyba w moim mieszkaniu znajdowała się w drzwiach od łazienki. Ściągnęłam drzwi i zalewałam na nich formy. Moim źródłem informacji odnośnie ceramiki i tworzenia form był YouTube, modele wypaliłam w sklepiku ceramicznym niedaleko ul. Karmelickiej w ostatnim momencie zaraz przed obroną. 

Dyplom magisterski zrobiłam w Katedrze Ergonomii pod okiem prof. Czesławy Frejlich. Tematem była afazja. To był dla mnie zupełnie nowy temat. Afazja to zaburzenie komunikowania się, które jest spowodowane uszkodzeniem ośrodka mowy w mózgu. Jedną z przyczyn powstania afazji jest udar mózgu. Kilka lat wcześniej moja babcia miała udar i dopiero przy okazji pracy nad dyplomem zorientowałam się, że babcia mogła mieć afazję. Nikt nam o tym nie powiedział, niewiele było wiadomo na ten temat. Bardzo chciałam by mój projekt pomagał też rodzinom, które opiekują się osobą z afazją, nie wiedzą co powinni zrobić, jak się komunikować. Wcześnie zauważyłam, że rozwiązanie nie powinno być produktem, raczej informatorem czy kampanią społeczną nagłaśniającą problem. Chciałam ułatwić pacjentom i rodzinom pierwszy kontakt z tą sytuacją. W efekcie idea była taka, że w szpitalach miały znaleźć się ulotki, które w bardzo skrótowy, ale rzeczowy sposób wyjaśniają czym jest afazja. Znajdowały się tam też porady jak postępować, odnośnik do strony internetowej i plakat, którego ideą było uwrażliwienie. Zawierał informacje dotyczące pierwszych oznak udaru, postępowania i oczywiście afazji. To był projekt graficzny, a ja byłam na specjalności 3D i dostałam zgodę na realizowanie takiego dyplomu. To było dla mnie bardzo duże wyzwanie, skorzystałam z dodatkowych konsultacji z prof. Barbarą Widłak. Miałam poczucie, że mój projekt niesie realną pomoc.

Wspomaganie osób dotkniętych
afazją. Dyplom magisterski 2016; promotor: prof. Czesława Frejlich

Wspomaganie osób dotkniętych
afazją. Dyplom magisterski 2016; promotor: prof. Czesława Frejlich

JK: Od czasu studiów jesteś DJ-ką. Opowiedz, jak to się zaczęło i jak łączysz granie z praca projektową.

AR: Będąc dzieckiem fascynowała mnie postać DJ-a w teledyskach. To mi się strasznie podobało. Już bardzo wcześnie chodziłam na dyskoteki w Krośnie. Miałam świetne wyniki w szkole i rodzice pod warunkiem, że po mnie przyjadą, pozwalali mi chodzić do klubów już w wieku 16, 17 lat. Któregoś razu popatrzyłam na didżejkę, która była umieszczona na podwyższeniu i powiedziałam do mojej koleżanki „kiedyś też tak będę, marzę o tym by puszczać ludziom muzykę, która mi się podoba”. Krosno jest na tyle małym miastem, że nie ma raczej szans na rozwój DJ-a, dopiero kiedy przyjechałam na studia do Krakowa postanowiłam poszukać kogoś, kto mnie nauczy grać. Wtedy moim ulubionym klubem był Frantic. Okazało się, że szukają Dj-ów i to, że mnie nauczą grać będzie im na rękę. Sytuacja win-win. Miałam świetnego nauczyciela, Dj-a Bleq’a, który przekazał mi sporo wiedzy i pokazał jak ćwiczyć w domu. Następnie robił mi „egzaminy” po dwóch egzaminach byłam gotowa do grania w klubie. Przez ostatnie 14  lat zagrałam ponad tysiąc imprez w klubach w największych miastach w Polsce.

Niektóre pracownie na Wydziale, np. działania wizualne bardzo mnie dopingowały. Wszystkie moje tematy nawiązywały do muzyki i DJ-ingu. Katedra Sztuk Wizualnych jest w moim sercu do tej pory. Granie dawało mi bardzo dużo, bardzo się tym interesowałam, dawało mi to ukojenie od studiów, mogłam zapomnieć o problemach, ale przede wszystkim dawało mi pieniądze.

fot. @je2b__

logotyp kolektywu JE2B, proj. Ania Raś

fot. @sqklub

Praca

JK: Jak wyglądała Twoja droga po zakończeniu studiów?

AR: Po studiach czułam duże zmęczenie projektowaniem i przez dwa lata wyłącznie grałam. Czasem na małą skalę realizowałam projekty dla znajomych, ale utrzymywałam się z grania. Po dwóch latach poczułam, że chciałabym zdobyć doświadczenie w projektowaniu. Wtedy muzyka idealnie połączyła sytuacje. Grałam w Sababie na Kazimierzu i tam spotkałam Norberta Adamowicza. Zwierzyłam mu się, że szukam pracy, a on powiedział, że akurat w Studiu Grid w którym pracuje szukają pracownika. Zaprosił mnie na rozmowę. Nie miałam dużego doświadczenia, ale akurat na praktykach zawodowych w Ergo Design projektowałam obudowę do sprzętu medycznego, a to był obszar, którym między innymi zajmuje się Grid Studio Projektowe , którego założycielem  jest Łukasz Tabakowski. Uważam, że Grid jest świetnym miejscem przygotowującym do zawodu projektanta. Nauczyłam się tam bardzo dużo, a wielu rzeczy zupełnie od zera. Pracowałam tam trzy lata.

Aplikacja Smart Shop Control. Projekt powstał dla Grid Studio Projektowe przy współpracy z Łukaszem Tabakowskim i Norbertem Adamowiczem

Aplikacja Smart Shop Control. Projekt powstał dla Grid Studio Projektowe przy współpracy z Łukaszem Tabakowskim i Norbertem Adamowiczem

JK: W pewnym momencie jednak postanowiłaś zmienić nie tylko firmę, ale też obszar projektowania.

AR: Po zakończeniu pracy w Gridzie przez jakiś czas byłam freelancerką, trafiłam na ogłoszenie, w którym jedna z krakowskich marek modowych poszukuje asystenta projektanta. Pomyślałam, że spróbuję, firma jest na miejscu, miałam nawet trochę ubrań tej firmy. Dosyć szybko zaproponowano mi stanowisko projektantki. Projektowałam biżuterię, hardwear (klamry, sprzączki) i odzież sportową. Ze względu na długi czas oczekiwania na sample, moje kategorie musiały być zaprojektowane jak najszybciej. Zazwyczaj miałam na to ok. miesiąc. Dostawałam ogólne wytyczne np. rodzaj materiału i technologii oraz ogólny styl czy zastosowanie danego elementu np. bransoleta. Projekty miały się wpisywać w temat aktualnej kolekcji. Sample powstają by zweryfikować jakość, rozmiar, ale także służyły do sesji zdjęciowych. Niektóre były odrzucane, inne dopracowywane. Marka przygotowuje 2 kolekcje rocznie za to są bardzo rozbudowane o ilość produktów, dla porównania Zara ma ich ok. 15. Presja czasu i intensywność pracy były dla mnie dosyć trudne, ale sam proces projektowy i praca w branży modowej była ciekawym doświadczeniem.

JK: Kilka miesięcy temu wyjechałaś do Nowego Jorku, opowiesz jak się tam znalazłaś?

AR: Rok temu na festiwalu Unsound występował Dj Swisha, producent i dj z Nowego Jorku, którego bardzo cenię. Jest bardzo znany, zdobył popularność dzięki produkcjom z gatunku juke/footwork. Napisałam do niego czy nie chciałby się spotkać i okazało się, że tak! Byłam bardzo podekscytowana, poznałam producenta, którego gram kawałki. Mamy kontakt do dzisiaj. Poznałam też jego współlokatorkę Liz, która jest Polką. Zaprosili mnie do Nowego Jorku. Wstępnie miałam pojechać tylko na urlop, na dwa tygodnie, ale zostałam dwa miesiące. Dla mnie to była podróż marzeń, dzięki Liz wystąpiłam też w klubie na Brooklynie. Równocześnie pracowałam zdalnie. Chodziłam na koncerty i imprezy. Ich kultura jest fascynująca i bardzo bym chciała tam jeszcze kiedyś wrócić.

JK: Czym się teraz zajmujesz?

AR: Po zakończeniu pracy w branży modowej zrobiłam sobie przerwę. Przez wiele lat pracowałam właściwie na dwa etaty – w biurze projektowym w tygodniu i jako Dj-ka w weekendy. Przyszedł taki czas, że poczułam, że takie tempo źle wpływa na moje zdrowie, i na chwilę muszę odpocząć, zrezygnować z czegoś. Tutaj życie zweryfikowało czym się zajęłam. Granie jest przyjemne i daje mi stały dochód, niezależność i wolność. Poczułam, że na jakiś czas mogę odpuścić projektowanie. Nie chciałam zatrudniać sie w żadnym biurze, a więc teraz biorę tylko niektóre zlecenia np. stronę internetową szkoły językowej czy identyfikację festiwalu. 

Chciałabym zająć się projektowaniem biżuterii, bardzo podoba mi się, że można szybko przygotować prototypy. Polecam stronę www.kamieniołomy.pl  gdzie mozna kupić kamienie półszlachetne, wszystkie narzędzia i akcesoria do wykonania biżuterii. Sam proces projektowania biżuterii jest bardzo szybki, podstawą jest rysunek techniczny. Podoba mi się, że biżuteria jest ponadczasowa, zostaje z nami i przechodzi z pokolenia na pokolenie. Biżuterię, którą mam teraz na sobie dostałam od babci. Mieszkała w Stanach przez 30 lat, pracowała przez jakiś czas w lumpeksie. Dostałam od niej te dwa naszyjniki, mają już 20 lat, a ich życie zaczęło się dużo wcześniej. Babcia przesyłała czasem zepsutą biżuterię, którą jako nastolatka naprawiałam lub przerabiałam. Bardzo ciekawi mnie temat dziedziczenia biżuterii np. pierścionków zaręczynowych. Nie chciałabym robić biżuterii w chinach, raczej sama ręcznie krótkie serie, a może nawet projekty customowe. 

Oprócz tego oczywiście gram na pełny etat, jestem DJ-ką, bookerem, ogarniam logistykę, kupuję bilety i rezerwuję noclegi. Negocjuję stawkę i wrzucam materiały na social media. Po każdym występie tworzę content, zawsze nagrywam też life, żeby materiał był bardziej żywy. To jest coś czego po tylu latach w branży musiałam się nauczyć. To jest świetne źródło promocji. To wszystko mógłby robić mój agent, ale na razie zajmuje się tym sama.

Extra

JK: Opowiedz o swoim najwcześniejszym wspomnieniu związanym z projektowaniem.

AR: Jako dziecko przeglądałam Muratory, które kupował mój tata. W domu mam cały segregator projektów w rzutach, które tworzyłam na bazie Muratora jako 9-latka. Projektowałam wymarzone domy.

JK: Czy zbierasz coś? Czy masz jakąś kolekcję?

AR: Raczej nie. Od paru lat jestem minimalistką. Mam tak mało rzeczy, że kiedy przeprowadzałam się z Krakowa do Warszawy, zmieściłam wszystko w samochodzie. Wyprzedałam ciuchy i torebki. Nie kupuję teraz ubrań, no może oprócz koszuli, którą mam teraz na sobie, kupiłam ją w lumpeksie. Jedyna rzecz, którą zbieram, ale właściwie ze względu na mój zawód jest muzyka, mam jej ogromną ilość. Nie kupuję płyt, tylko pliki cyfrowe.

JK: Czego słuchasz w trakcie pracy?

AR: Czasem wolę pracować w ciszy, wtedy łatwiej mi się skupić. Jeśli już czegoś słucham to lubię monotonny house. Zazwyczaj nie słucham takiej muzyki, ale do pracy pasuje mi idealnie. Przez trzy lata pracy w Gridzie słuchaliśmy jazzu, który był uwielbiany przez Norberta.

 


zdjęcia: Dawid Kozłowski

czytaj także: