Projektantki, absolwentki warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych zajmujące się komunikacją wizualną – tworzą ilustracje, projekty książek, identyfikacje wizualne czy znaki graficzne. We wspólnym portfolio mają znaczące projekty takie jak identyfikacja wizualna Dworca Centralnego w Warszawie oraz projekt identyfikacji Akademii Muzycznej im. Krzysztofa Pendereckiego w Krakowie.
Aneta Lewandowska: W dużym skrócie – projektowaniem graficznym. A w nieco węższym ujęciu, zajmuję się głównie brandingiem, projektowaniem publikacji, projektowaniem stron internetowych oraz sporadycznie ilustracją. Aktualnie zajmuję się również projektem marki własnej i wprowadzeniem jej na rynek. Projekt ten łączy ze sobą architekturę, projektowanie graficzne i projektowanie produktu.
Joasia Fidler-Wieruszewska: Cały czas uczę się lepiej definiować swoją pracę, bo jestem raczej projektową generalistką i zajmuję się wieloma rzeczami. Ale korzystając z Twojej podpowiedzi, zajmuję się komunikacją wizualną. Obecnie dzielę swój czas pomiędzy projekty komercyjne i własne. W tych pierwszych zajmuję się głównie brandingiem, projektowaniem produktów cyfrowych i art direction, a pozostałe inicjatywy nazwałabym społecznymi albo spekulatywnymi. Są okazją do współpracy z innymi ludźmi i zajmowania się tematami, które są mi bliskie w życiu osobistym, podejmują ważne kwestie społeczne, środowiskowe, etyczne i nie ograniczają się do jednej dziedziny.
Joasia Fidler-Wieruszewska: To wyszło naturalnie, i wiele lat temu, jeszcze przed pandemią, zaczęłyśmy pracować zdalnie. Jesteśmy prekursorkami pracy na odległość i feedbacku na czacie 😉 Poznałyśmy się w Pracowni Projektowania Książki na ASP w Warszawie, chodziłyśmy też razem na zajęcia do Pracowni Ilustracji prof. Januszewskiego i na zajęcia z typografii do Grażki Lange (zob. praca dyplomowa Joasi , praca dyplomowa Anety ), także ukształtowało nas podobne podejście do projektowania. Potem łatwo było to przystosować do wspólnej pracy, ponieważ wiedziałyśmy, czego się po sobie spodziewać.
Naszym pierwszym wspólnym projektem była Warszawa Centralna. Wtedy jeszcze częściowo pracowałyśmy w tym samym mieście, dopiero później przeprowadziłam się na stałe do Berlina. Od tamtej pory komunikujemy się głównie online, od kilku lat pracujemy też w Figmie, co bardzo ułatwia nam życie.
Aneta Lewandowska: Może też fakt, że nigdy nie miałyśmy okazji długofalowo pracować biurko w biurko, nie pozostawia poczucia niedosytu. Kiedy zaczynałyśmy pracować na odległość naszą główną formą komunikacji był czat, video rozmowy dopiero raczkowały, także teraz kiedy mamy pełną paletę możliwości nie możemy narzekać :). Dodatkowym atutem jest nasze dość spójne postrzeganie zarówno świata jak i podejścia do projektowania, co z pewnością ułatwia nam komunikację. Mimo dużej odległości często zdarza się, że piszemy w jednej minucie tą samą myśl, co jest dowodem na to, że dość dobrze się rozumiemy.
Joasia Fidler-Wieruszewska: Teraz jest tych wyzwań chyba mniej niż kiedyś, na początku. Może jesteśmy bardziej dojrzałe, a może po prostu po kilkunastu projektach rozumiemy się lepiej. Wcześniej, przynajmniej dla mnie, trudne było pogodzenie odmiennych wyobrażeń i koncepcji na projekt. Obydwie mamy swoje zdanie, konkretne pomysły i chcemy realizować własne wizje, a w duecie tak się czasem nie da. To, co nam czasami pomagało, to wyznaczanie osoby prowadzącej dany projekt – to do niej może należeć ostatnie zdanie, ale i tak najczęściej udaje nam się wypracować jakiś konsensus. A poza tym, to mamy różne doświadczenia i różne mocne strony, więc jakoś się uzupełniamy. Mamy też dużo osobnych projektów, a to pozwala się realizować poza wspólną pracą.
Aneta Lewandowska: Ja bym jeszcze dodała dystans, nie ten który nas dzieli 🙂 tylko taki, który pozwala nam mimo czasem ciężkich momentów w pracy, utrzymywać naszą przyjacielską relację na fajnym poziomie. Mam wrażenie, że z biegiem czasu jest to łatwiejsze i największe kryzysy już są za nami.
Aneta Lewandowska: Praca freelancerska wymaga zdecydowanie większej dyscypliny, samodzielnie należy wyznaczać sobie cele, oszacować ilość czasu jaki można przeznaczyć na dany projekt. Pracując na etacie w studio projektowym te ramy są wyznaczone przez pracodawcę. Dla niektórych będzie to zaleta, dla innych wada. W teorii pracując w studio można zająć się wyłącznie projektowaniem, jednak kiedy nie masz wpływu na ilość czasu jaką możesz poświęcić na projekt, bywa to często stresujące. Ja odnajduję się w obu strukturach, ale bardzo cenię sobie swobodę i niezależność.
Joasia Fidler-Wieruszewska: Od czasu kiedy jestem freelancerką na pełny etat, mój tydzień jest najczęściej podzielony między kilka projektów. Dzielę też czas na projekty komercyjne i własne, co sprawia, że każdy dzień jest trochę inny i wymaga skupienia się na bardzo różnych kwestiach. Przerzucanie się pomiędzy projektami mnie rozprasza, więc sztywny podział pozwala mi zagłębić się w dany temat. Ponieważ sama zarządzam swoim czasem, staram się utrzymywać higienę pracy i pracować w określonych godzinach, nie dłużej niż 8 godzin dziennie. Oczywiście nie zawsze się udaje, ale do tego dążę. Nigdy nie pracowałam w typowym studiu projektowym, ale porównując freelance z pracą na etat (jako in-house designer) na pewno doceniam większą wolność w wybieraniu projektów i dysponowaniu swoim czasem.
Joasia Fidler-Wieruszewska: Dla mnie ciągle najważniejszy jest pomysł. Zaczynam pracę od zrozumienia briefu i potrzeb klienta, a potem szukam rozwiązań, które w nietypowy, ale adekwatny sposób na te potrzeby odpowiada.
Aneta Lewandowska: Oczywiście poza pomysłem, krok wcześniej warto rozważyć, czy jest to projekt dla nas. To bardzo ważne, aby czuć się komfortowo z tematyką projektu, jak również czuć ekscytację podczas pracy.
Aneta Lewandowska: Ja na projekt Warszawy Centralnej patrzę z dużym sentymentem. Po pierwsze, była to nasza pierwsza tak duża i poważna realizacja. Oczywiste jest, że dzisiaj z większym doświadczeniem zrobiłybyśmy wiele rzeczy inaczej, jednak uważam, że mimo upływu już 10 lat projekt nadal się broni i nie zjadł go ząb czasu. Do dzisiaj mamy lekki niedosyt, że nie udało się wdrożyć wszystkich zaprojektowanych elementów identyfikacji. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że wtedy ten niedosyt był pewnego rodzaju traumą, ale finalnie była to niezła lekcja życia. Dzisiaj zdecydowanie łatwiej jest mi się pogodzić z faktem, że nie na wszystko mam wpływ.
Jeśli chodzi o eklektyzm Dworca Centralnego sytuacja wyglądała inaczej w 2013 roku. Planowany był remont Dworca, natomiast to, co możemy zastać dzisiaj to wynik działania wielu zmieniających się rządów w PKP. Niestety w Polsce brakuje działań holistycznych, rozmów z projektantami, konsultacji, a przede wszystkim całościowych wizji. To przykre, ale bardzo typowe dla wielu państwowych spółek. Każdy dział czy też jednostka administracyjna odpowiada za konkretne zadanie, przez co wiele miejsc wygląda chaotycznie, nad czym ubolewam. Z naszej strony padały sugestie co do uspójnienia wayfindingu i przywrócenia kroju pisma spójnego wówczas z linią średnicową, jednak tego typu zmiany są bardzo trudne do wdrożenia.
Pomijając aspekty projektowe, dla mnie największą wartością jaką przyniósł projekt Warszawy Centralnej, jest pogłębienie naszej przyjaźni. Mimo większych i mniejszych sporów i trudności fajnie było przeżyć tę przygodę razem. Ten projekt niewątpliwie wpłynął na kształt naszej dzisiejszej współpracy.
Joasia Fidler-Wieruszewska: Nadal wydaje mi się, że w tym projekcie był potencjał, szkoda, że ze względu na zmianę strategii współpraca zakończyła się na etapie pierwszych prototypów.
AL & JFW: Pierwszym etapem jest zawsze pogłębiona analiza i dogłębne zapoznanie się z tematem. Bardzo często konieczna jest analiza rynku, przyjrzenie się konkurencji, poszukiwanie elementów, które mogą stanowić wyróżnikiem dla danej marki i stworzyć nową unikatową jakość.
Równolegle tworzymy szkice, odręczne zapiski, skojarzenia. Bardzo często na tym etapie wpadamy na konkretne rozwiązania. Następnie przygotowujemy moodboard, aby porozmawiać z klientem o wybranych przez nas pomysłach / kierunkach / możliwościach. Jeśli przedstawiona przez nas wizja zostanie zaakceptowana, przystępujemy do etapu wykonania szkiców i zwizualizowania naszych koncepcji. Zazwyczaj ograniczamy się do dwóch propozycji. Nie tylko z uwagi na fakt, że pracując w duecie jest to zwyczajnie najlepszym rozwiązaniem, ale również dlatego, że dość szybko jesteśmy pewne swojej wizji i rozwiązania problemu projektowego.
Kolejnym etapem jest przygotowanie prezentacji. To bardzo ważny etap, bardzo często od niego zależy powodzenie projektu i przyjęcie go przez klienta. Kolejnym etapem jest wdrożenie poprawek, oraz pełne opracowanie wszystkich elementów identyfikacji. Po finalnym akcepcie przygotowujemy gotowe pliki do wdrożenia. Tylko w przypadku uczestniczenia w produkcji mamy możliwość dopilnowania, aby efekt finalny był zadowalający.
Joasia Fidler-Wieruszewska: Wszystkie instytucje powinny inwestować w swój wizerunek, ale na pewno nie do każdej pasują odważne i zaskakujące rozwiązania. Instytucje publiczne czy firmy, które ze względu na swoją działalność muszą wzbudzać zaufanie (np. marki medyczne) pewnie odniosą większy sukces, jeśli będą do jakiegoś stopnia powściągliwe wizualnie. Natomiast festiwale muzyczne lub inne efemeryczne byty, marki modowe i lifestylowe mogą sobie pozwolić na szaleństwo, wyznaczanie nowych kierunków i zabawy formą. Fajnie, gdyby z tej szansy korzystały i nie bały się eksperymentować.
Aneta Lewandowska: Łatwiej byłoby wymienić instytucje, które nie muszą już inwestować w nowy wizerunek 🙂 Szczerze mówiąc na każdym kroku podczas codziennego funkcjonowania, napotykam większe lub mniejsze potknięcia, braki wizualne bądź ux-owe. Kilka lat temu pewnie odpowiedziałabym na to pytanie bardziej konkretnie i idealistycznie. Teraz staram się nie frustrować aż tak często otoczeniem. Nie jest to łatwe, ponieważ mieszkam i pracuję na warszawskiej Pradze, gdzie rozwarstwienie i eklektyzm dotyczy każdej sfery życia, nie tylko projektowej 🙂
Aneta Lewandowska: Tak, praktycznie każdy projekt, niezależnie od tego czy jest to rozbudowana identyfikacja, czy projekt dla niewielkiej marki opiera się na systemie. Wymyślenie machiny, jak mają działać oraz współgrać konkretne elementy identyfikacji są dla nas kluczowe w projektach, które realizujemy. Analizowanie potrzeb, oraz rozwoju marki jest koniecznym elementem naszej pracy. Bez dobrze skrojonego systemu pod potrzeby marki, czy też instytucji, projekt identyfikacji byłby jedynie zbiorem ładnych obrazków, które nie miałyby funkcji użytkowej, a to przecież clou niemal każdego projektu.
Joasia Fidler-Wieruszewska: Z naszego doświadczenia wynika, że wdrożenie jest kluczowym momentem. Problemem czasami okazuje się budżet, który pomimo wcześniejszych deklaracji, jest mniejszy niż zakładano i klient decyduje się na rozwiązania tańsze lub w ogóle rezygnuje z części projektu.
Rola projektantek i projektantów może być różna na tym etapie, według mnie wszystko zależy od zakresu umowy i potrzeb klienta. Oczywiście najlepsza dla projektów jest ścisła współpraca do samego końca, a nawet po zakończeniu współpracy – jeśli klient jest otwarty np. na audyt.
Aneta Lewandowska: O wdrożeniu staramy się myśleć na każdym etapie procesu projektowego, ponieważ wiele aspektów produkcyjnych wpływa lub może wpłynąć na finalny kształt projektu, a nie zawsze wszystko jest zawarte w briefie. Staramy się również wspierać klientów / zleceniodawców nawet jeśli jest to poza zakresem umowy. Zdecydowanie zwiększa to szanse na zadowalający efekt finalny prac dla obu stron. Taki pełny wymiar współpracy daje satysfakcję, jak również zwiększa potencjał dalszej współpracy.
Aneta Lewandowska: Praca dla kultury rzeczywiście w środowisku projektantów jawiła się od zawsze jako „spełnienie marzeń”, pewnie głównie ze względu na specyficzną grupę odbiorców, przez co projekt niekoniecznie musi trafiać w mainstream, oraz inną perspektywę / świadomość zleceniodawcy. Jednak ja, podobnie jak Joasia, mam doświadczenia zawodowe zarówno w pracy komercyjnej jak i dla instytucji kultury. Dla mnie każde zlecenie, niezależnie czy jest ono komercyjne czy dla kultury, to kolejne wyzwanie, łamigłówka projektowa i dreszczyk ekscytacji. Fajnie jeśli uda się z niego wynieść jakąś naukę, postęp i wnioski na przyszłość.
Joasia Fidler-Wieruszewska: Ja chyba nigdy nie pracowałam dla typowej instytucji kultury, ale też słyszałam takie plotki i długo było to moim marzeniem. Moje doświadczenie jest dużo bardziej komercyjne, na początku byłam bardzo sfrustrowana i zawiedziona tym stanem rzeczy, ale po latach zaczynam dostrzegać plusy sytuacji. No i każdy projekt czegoś nas uczy, więc może nie warto tak wartościować klientów. Poza tym, ostatnimi czasy najlepiej pracuje mi się dla samej siebie, może kiedyś uda mi się znaleźć sposób na zarabianie głównie w ten sposób.
Joasia Fidler-Wieruszewska: Długo miałam ambicje, żeby być projektantką krojów pisma, ale życie zawodowe potoczyło się inaczej. Ale dzięki temu dość obsesyjnie „kolekcjonuję” linki do różnych type foundries, mam swoją listę, do której zawsze wracam. Kiedy już mam wstępny pomysł na kierunek wizualny, przeglądam moją listę i testuję fonty bezpośrednio w projekcie. Wydaje mi się, że w dużym stopniu kieruję się po prostu intuicją. Kiedyś chciałabym wrócić do nauki i móc w całości kontrolować proces projektowy, ale nie wiem czy starczy mi na to cierpliwości.
Aneta Lewandowska: W pierwszej kolejności szukamy odniesień historycznych, jeśli dana marka ma swoją historię – tak było w przypadku Warszawy Centralnej, grzechem byłoby się do niej nie odnieść. Natomiast jeśli chodzi o zupełnie nowe marki działam podobnie jak Joasia. Bardzo ważna w doborze odpowiedniego kroju jest intuicja, oraz wizja danej marki. To jak ma wybrzmieć i jaki impakt ma ze sobą nieść.
Joasia Fidler-Wieruszewska: Ach, własny język… Potrzeba znalezienia „własnego stylu” do tej pory potrafi mi spędzać sen z powiek, a w czasach studiów i zaraz po wręcz paraliżowała mnie przed działaniem. Także moja rada jest taka, żeby nie myśleć o własnym stylu, czy się go ma czy nie, tylko robić. Robić dużo, eksperymentować, nie bać się zmieniać technik, narzędzi, tematów, nie słuchać profesorów ani ludzi dających dobre rady 😉 Mogę mówić tylko o swoim doświadczeniu i z zastrzeżeniem, że nadal jestem osobą „poszukującą” – czasem to technika potrafi dać odpowiedź, a czasem podejście konceptualne do tematu determinuje styl. A czasem jest to wszystko kwestią przypadku albo jakichś predyspozycji. Co najważniejsze – pozwólmy sobie na niekonsekwencję i błędy, szczególnie na początku.
Ja lubię też, kiedy rozwiązanie projektowe / styl jest jakoś adekwatny do tematu, wynika z niego lub wchodzi w jakąś polemikę z danym zagadnieniem. Jeśli coś ma sens na poziomie idei, to wtedy łatwiej uniknąć niepotrzebnego kopiowania cudzych rozwiązań czy powierzchownego powielania trendów. Chociaż oczywiście jako projektanci musimy wiedzieć co się dzieje i być mniej więcej na bieżąco, bo nasza praca się łatwo dezaktualizuje.
Aneta Lewandowska: Czy oglądać projekty w internecie czy nie, to na pewno kwestia indywidualnych preferencji. Warto słuchać siebie i nie ulegać presji otoczenia. Portale typu Instagram / Behance są super, ale potrafią też przytłoczyć. Każdy ma indywidualny sposób pracy i w całym procesie oraz rozwoju bardzo ważne jest, aby nie zagłuszać swojej intuicji. Należy pamiętać, że nie ma jednego słusznego rozwiązania konkretnego problemu projektowego. Tylu, ilu projektantów, tyle rozwiązań.
Joasia Fidler-Wieruszewska: Powiedziałabym, że podstawa to komunikacja z klientem, nie tylko na poziomie prezentacji efektów wizualnych. My jako projektanci musimy zrozumieć ich potrzeby, a potem przystępnie opisać proponowane rozwiązania.
Natomiast jeśli chodzi o dzielenie się efektami pracy ze światem, to jest to projekt sam w sobie. Myślę, że choć wymaga to dużych nakładów pracy i czasu, zawsze warto zainwestować we własne portfolio. Pozwala to pokazać nasze umiejętności, a także uczy budowania narracji (tłumaczenie kontekstu, sposobu myślenia), zwięzłości i wymaga dobrego definiowania własnej pracy.
Aneta Lewandowska: Według mnie zdecydowanie tak. Uważam, że działa po cichu i często podskórnie. To czym nasiąkamy wizualnie ma ogromny wpływ nie tylko na nasze postrzeganie świata, ale też na codzienne funkcjonowanie. Pobudza naszą wyobraźnię, determinuje nasze wybory i to czym się otaczamy. Ciężko jest oczywiście jednoznacznie ocenić wpływ jaki niesie ze sobą projektowanie, bo z pewnością zależy to od wielu czynników chociażby takich jak wrażliwość.
Zmieniając nieco punkt widzenia z odbiorcy na twórcę, projektowanie graficzne nieustannie edukuje. Aby zaprojektować jakikolwiek obiekt, czy to będzie pełna identyfikacja wizualna, czy tylko seria postów do social mediów, projektant musi pogłębić wiedzę lub też poznać zupełnie od podstaw konkretny temat. Edukacja jest niewątpliwie wpisana w ten zawód i prawdopodobnie jest to jeden z czynników, który czyni go tak atrakcyjnym.
Joasia Fidler-Wieruszewska: Chciałabym myśleć, że tak, chociaż to zależy o czyją edukację pytasz. Tak jak wspomniała Aneta, odpowiadając pragmatycznie – projektowanie na pewno edukuje projektantów, ponieważ często trzeba się stać specjalistą, lub chociaż osobą dobrze zorientowaną w dziedzinie, dla której się projektuje. I to jest w tej pracy najbardziej fascynujące, ta możliwość poszerzenia własnych horyzontów. Myślę też, że projektowanie ma potencjał edukacyjny, jeśli chodzi o podejmowanie ważnych społecznie czy politycznie tematów. Może sprawiać, że pewne skomplikowane kwestie stają się czytelniejsze dla odbiorcy. A w przypadku takiej ogólnej edukacji plastycznej… Na pewno przyzwyczaja oko do harmonii, jakiegoś wizualnego porządku lub chociaż hierarchii informacji. I być może potem człowiek podświadomie tej harmonii szuka w innych sferach życia, przynajmniej tych związanych z estetyką, kwestiami wizualnymi. Ale nie wiem co jest skutkiem, a co przyczyną, to znaczy czy trzeba mieć konkretne predyspozycje lub odpowiednio wyrobioną percepcję, żeby doceniać projektowanie (lub ogólnie – sztukę), czy to dzięki obcowaniu z dobrymi projektami niejako samoistnie kształtuje się w nas jakaś ogólna wrażliwość. Jakby nie było, ja chciałabym, żeby projektowanie, nawet w swoim skromnym zakresie, było narzędziem zmiany świata na lepszy, a edukacja może być dobrym początkiem.
Aneta Lewandowska: Jeszcze kilka lat temu odpowiedziałabym, że sport. Jeździłam sporo na rowerze, aby odreagować różne stresy. Jedną z fajniejszych wypraw rowerowych było pokonanie trasy Berlin-Kopenhaga. Bardzo miło wspominam ten trip, mimo, że przygotowania do tej trasy zaczęły się i skończyły jedynie na zabraniu zapasowej dętki.
Paradoksalnie podczas jazdy na rowerze bardzo często przychodziły mi do głowy rozwiązania wielu problemów projektowych, także było to łączenie przyjemne z pożytecznym :). Moim aktualnym wentylem jest projekt działka, od półtora roku niemal każdy letni weekend spędzam na „robotach ziemnych”. Także nie do końca jest to miłe chillowanie na hamaku, a raczej karczowanie, wycinanie, sadzenie, kopanie etc. Można się porządnie zmęczyć, a przy tym miło jest obserwować postępy prac w zupełnie innej przestrzeni niż ta cyfrowa.
Drugą bardzo ważną odskocznią dla mnie są podróże, uwielbiam wyjeżdżać i zwiedzać kolejne nowe kraje. Wyjazdy są dość intensywne, nigdy nie stacjonuję w jednej lokalizacji więcej niż 1–3 dni, co dla niektórych bywa męczące. Podczas podróży zawsze stawiam na przyrodę i fajne widoczki, do których dotarcie nie zawsze bywa proste.
Joasia Fidler-Wieruszewska: Rok temu musiałam zmienić swoje podejście do pracy i wreszcie oddzielić projektowanie od życia. Staram się nie pracować więcej niż 8 godzin dziennie, więc oddechem jest dla mnie po prostu codzienność, która wydarza się wieczorami i w weekendy. Spacery, rozmowy ze znajomymi, gotowanie – i to by było na tyle.
Joasia Fidler-Wieruszewska: Ja kolekcjonuję książki. Ostatnio głównie kupuję i nie czytam, także ten czasownik jest jak najbardziej odpowiedni.
Aneta Lewandowska: Podobnie jak Joasia kolekcjonuję książki. Prawdopodobnie to pokłosie ukończenia pracowni projektowania książki. Ciężko nie przesiąknąć miłością do książek przy takich wykładowcach jak prof. Maciej Buszewicz i Grażka Lange. Książka jako obiekt totalny, zawsze robi na mnie wrażenie i myślę, że to się nie zmieni.
Joasia Fidler-Wieruszewska: Zimą (i w sumie o każdej porze roku) najchętniej jem ramen. Na razie najlepszy to ten z Vegan Ramen Shop w Warszawie, ale ciągle szukam jego odpowiednika w Berlinie albo w momentach desperacji gotuję z Jadłonomią.
Aneta Lewandowska: Wszystko co ciepłe 🙂 nie mam ulubionego zimowego dania. Bardzo lubię gotować jeśli tylko pozwala mi na to czas. Polecam wędzone leniwe z palonym masłem szałwiowym, do tego szarpana mozzarella / burrata garść prażonych orzechów np. pekan albo laskowych i gotowe 🙂 Dość często zdarza mi się przyrządzać to danie z różnymi dodatkami, można dorzucić pomidorki czy pieczoną dynię, dodatki to już kwestia naszej wyobraźni.
—
Rozmowa dostępna dla czytelników pisma Formy została przeprowadzona przez Macieja Połczyńskiego . Tekst jest rozwinięciem pierwszego wywiadu dostępnego na blogu wydawnictwa typograficznego Laïc: Type .