Dawid Kozłowski: Spotykamy się na Tokijskim Narodowym Uniwersytecie Sztuki (GEIDAI) tuż przed twoim wykładem, dotyczącym realizacji poprzez działania artstyczno-badawcze celów zrównoważonego rozwoju, które w bezpośredni sposób dotyczą funkcjonowania osób seniorskich. Jesteś pracownikiem naukowym Wydziału Global Arts i przebywasz na tej uczelni w ramach grantu podoktorskiego Japońskiej Fundacji Promocji Nauki (Japan Society for the Promotion of Science) – największego i chyba najbardziej uznanego takiego programu w Azji Południowo-Wschodniej. Programu, który w ramach jednej rekrutacji przyznaje 120 grantów, z czego tylko 6 jest przewidziane na humanistykę. A osobom artystycznym takie granty przyznawane są nie częściej niż raz na kilka lat. Skąd właściwie się tu wziąłeś?
Piotr Bujak: Skończyłem Wydział Rzeźby na krakowskiej ASP w 2009 roku. Potem wyjechałem na stypendium Fulbrighta do San Francisco, gdzie zrobiłem drugie studia magisterskie na kierunku, który nazywał się New Genres. W 2013 roku wróciłem do Polski i rozpocząłem studia doktoranckie na Uniwersytecie Pedagogiczny w Krakowie. Będąc na tych studiach zacząłem starać się o wyjazdowy grant Japońskiego Ministerstwa Kultury, Sztuki, Technologii i Sportu. Dostałem go za trzecim razem i w 2017 roku wyleciałem do Tokio na półtoraroczny pobyt badawczy na Wydziale Intermediów Tokijskiego Narodowego Uniwersytetu Sztuki (GEDAI ). W 2019 roku przedłużyłem swój pobyt – bo była taka możliwość – o studia doktoranckie na Tokijskim Uniwersytecie Artystycznym (TAMA ), gdzie przygotowałem swoją dysertację pod opieką Akihiro Kuboty. A teraz jestem tutaj w ramach otrzymanego grantu postdoktorskiego, o którym wspomniałeś.
Czyli generalnie jesteś tutaj z przerwami od 2017 roku w ramach różnych programów badawczych i grantów. Zacząłeś od wyjazdu badawczego, który przekształcił się w doktorat, a teraz jesteś samodzielnym pracownikiem badawczym.
Dokładnie tak jest. Zajmuję się głównie sztuką konceptualną i jest to dla mnie naprawdę bardzo komfortowa sytuacja, bo nie jestem pod presją tworzenia nowych prac. Interesuje mnie bardziej tworzenie nowych znaczeń, czy też przekształcanie już tych istniejących. To, czym się zajmuję, bliższe jest eksperymentalnej antropologii niż praktyce artystycznej. Niemniej jednak posługuję się narzędziami warsztatowo-artystycznymi, czy może inaczej nazywając: związanymi z produkcją kulturową.
Dobrze mówisz po japońsku?
Nigdy nie podejrzewałem, że zwiążę się z Japonią na tak długo, że będę musiał się nauczyć tego języka, więc nigdy nie wykształciłem w sobie niezbędnej potrzeby i motywacji, żeby przyswoić tę umiejętność. A jednocześnie też życie tak się ułożyło, że nie musiałem tego robić. Przede wszystkim na Uniwersytecie TAMA była możliwość napisania i obrony doktoratu w języku angielskim. Oczywiście japońskim się posługuję, ale nie na tyle dobrze, żeby być w stanie odpowiadać na pytania na akademickim poziomie. Zresztą język japoński ma trochę inną kulturę komunikacyjną. To jest bardzo kontekstowy język. A jako osoba z zewnątrz, nie wszystkie te konteksty wyłapuję. W japońskim ważne są niedopowiedzenia. Inna też jest filozofia budowania wypowiedzi i wspomniana kultura komunikowania się. Ale co jest zaskakujące, Polacy, którzy mieszkają tu na stałe, mają naprawdę dużą lekkość w posługiwaniu się japońskim. Nasze języki są po prostu podobne fonetycznie. Poza tym gramatyka języka japońskiego wcale nie jest tak strasznie skomplikowana. Powiem nawet, że jest dosyć precyzyjna i logiczna.
Czego dotyczył twój doktorat, który tu obroniłeś?
Na studiach doktorskich w TAMA zajmowałem się analizą porównawczą tego, w jaki sposób polscy oraz japońscy artyści – mniej więcej mojego pokolenia – podejmują w twórczości zagadnienia polityczne. Największym zaskoczeniem i w sumie najbardziej interesującym elementem mojej dysertacji doktorskiej było to, że bardzo często japońscy artyści nie powiedzieliby wprost, że w swojej twórczości zajmują się tematami politycznymi. Chociaż problematyka tych prac jest stricte polityczna, to jednak jest inaczej „ubrana”, ma inną narrację. Z racji tego, że tu się o polityce nie rozmawia, a można nawet powiedzieć, że sama rozmowa o polityce jest kulturowo tabuizowana, mówienie o swoich pracach artystycznych przez pryzmat filtrów z perspektywy teorii polityki, kultury politycznej, czy socjologii krytycznej, tutaj nie funkcjonuje w jakimś specjalnie rozbudowanym zakresie. Oczywiście to się zmienia. Widzę to na przestrzeni tych kilku lat, które tu spędziłem. Niemniej jednak takie dookreślanie się, że uprawia się twórczość polityczną, tutaj raczej nie występuje.
Dobrze rozumiem, że to jest bardziej kwestia definicji? Artyści uprawiają sztukę krytyczną, ale nie nazywają swojej twórczości polityczną.
Oni się po prostu zajmują sztuką. Po prostu robią rzeczy. Podam ci trzy przykłady. Aya Momose , która dużo pracuje z tematyką feminizującą, kobiecą, cielesną, seksualną. A ciało jest przecież apriorycznie związane ze sztuką krytyczną. Kolejny przykład – Atsuko Mochida , która robi interwencje w przestrzeni publicznej, zaburzając codzienny rytm, równocześnie grając w kategoriach bliższych architekturze, która tutaj ma zupełnie inny cykl trwania. Czy w końcu Grupa hyslom , która poruszała np. tematy około-gentryfikacyjne.
Czy można w takim razie powiedzieć, że próbujesz trochę inaczej osadzić temat polityczności kultury?
Tak naprawdę cały czas mocuję się z tymi tematami. Moja praca doktorska zaowocowała szeregiem osadzonych w kategoriach politycznych prac – niektórych bardziej efemerycznych, niektórych mniej. Dużo pracowałem metodą low budget, czy DYI. Jak zaobserwowałem jakąś sytuację, która wydawała mi się, że ma sens, żeby ją przepuścić przez międzykulturowe polsko-japońskie filtry polityczne, to zaczynałem się nad nią pochylać. Robiłem np. wlepki z uśmiechem Shinzo Abe, wycinając je z dostępnych w sieci jego portretów. Robiłem to zarówno przed, jak i po jego zabójstwie. Wlepiałem je po całym Tokio i rozdawałem, uspołeczniając trochę to działanie. Ktokolwiek chciał ode mnie te wlepki, to dostawał. Generalnie większość moich prac jest oparta na prostych gestach. Na przykład zrobiłem fotografię, gdzie trzymając palce w geście Wiktorii, miałem je oparte o szybę. I Dominik Stanisławski – wykładowca krakowskiej ASP – zrobił mi zdjęcia w taki sposób, że było widać moje linie papilarne, które się na tej szybie odbijają. A to się wiąże z tym, że Japonia ma bardzo restrykcyjne prawo imigracyjne. Wszędzie gdzie się da, te dane są sczytywane. Z mojej perspektywy światopoglądowej, nie do końca się z tym zgadzam. A jednocześnie ten gest Wiktorii jest bardzo charakterystyczny dla kultury japońskiej, nominalnego pokoju, ale również całej kultury Kawai.
Wiemy już jak się tu znalazłeś. Opowiedz proszę, czym się teraz zajmujesz.
Projekt, którym się teraz zajmuję dotyczy celów zrównoważonego rozwoju, czyli SDG – Sustainable Development Goals i jak się one manifestują w twórczości artystycznej po roku 2019. Uznałem ten rok za kluczowy z wiadomych względów: wybuch i trwanie pandemii COVID-19. W przypadku Japonii ten rok jest jeszcze istotny z powodu abdykacji starego i koronacji nowego cesarza. Wybuch ogólnoświatowej pandemii z oczywistych przyczyn był punktem krytycznym dla wszystkich. To się łączyło również ze wzrostem napięć związanych z pokojem na świecie. W 2022 roku rozpoczęła się pełnoskalowa inwazja Rosji na Ukrainę. Uznałem więc, że tak mocne przesilenie z tak dużą ilością czynników zewnętrznych jest po prostu niemożliwe do niezauważania przez osoby artystyczne.
To jest bardzo interesujące, bo wydawałoby się, że zrównoważony rozwój mało kojarzy się ze sztuką.
Chyba, że mówimy o takich kwestiach, jak redukować wykluczenia, co jest jednym z założeń celów zrównoważonego rozwoju. Albo jeśli mówimy o well-being, czy np. jak zapewnić bezpieczeństwo różnym grupom społecznym. I to wszystko łączy się z moją praktyką artystyczną. Ja do tej pory bardzo dużo pracowałem z moją babcią, która niestety miesiąc temu zmarła. Ale wyposażony w warsztat, który wypracowałem sobie poprzez pracę z osobami starszymi, zauważyłem, że jest to grupa społeczna, która może nie jest do końca wykluczona, ale tak naprawdę często jest opuszczona. I niestety bywa traktowana dość instrumentalnie w środowisku sztuki. Moja praca z babcią i też trochę praca z mamą uświadomiły mi, jak duży potencjał kryje się w tej grupie, szczególnie jeśli podejdzie się do fenomenu starości z odpowiednią pokorą. I w oparciu o ten filtr staram się badać ten problem w Japonii.
Wiadomo, że japońskie społeczeństwo jest jednym z najstarszych na świecie. Trzydzieści trzy procent Japończyków to osoby powyżej sześćdziesiątego piątego roku życia, a dziesięć procent ma powyżej osiemdziesięciu lat. Wydaje się więc, że aktywizowanie osób starszych i adresowanie do nich różnego rodzaju polityk ma tutaj duży sens.
Ważne jest, że to wcale nie musi być jednokierunkowe działanie. Możemy się nawzajem od siebie bardzo dużo nauczyć. Trzeba po prostu zacząć bardzo uważnie słuchać tego, co ci ludzie mają do powiedzenia. Zostałem zaproszony do uczestnictwa w programie organizowanym przez Koganei Art Spot – niezależnej pozarządowej instytucji kultury w Tokio, żeby przeprowadzić serię wydarzeń, które obejmowały między innymi warsztaty z osobami zaawansowanymi wiekowo oraz wystawę. Punktem wyjścia był protest, niezgoda, bunt. Bardzo ciekawie potoczyły się zajęcia z tworzenia rekwizytów na demonstrację. Z kolei inne spotkanie było warsztatem technik oddechowych.
Taki kurs działań performerskich.
Zgadza się. Teraz na przykład zacząłem współpracę z Kosuke Nagatą , jednym z moich ulubionych artystów japońskich, który w swojej twórczości zajmuje się, podobnie jak ja, bardzo drobnymi, delikatnymi gestami, które mogą generować bardzo duże znaczenia. Kosuke z wykształcenia jest architektem, a doktoryzował się z filmu i nowych mediów. Natomiast w swojej praktyce artystycznej zajmuje się przede wszystkim kulturą kulinarną. Można powiedzieć, że obecnie jego głównym medium jest gotowanie i fermentacja. Razem zrobiliśmy akcję performatywną, gdzie Kosuke wymyślił i gotował dedykowane dla tego wydarzenia potrawy, a ja karmiłem uczestników. Dochodził tutaj jeszcze element utrudnionej komunikacji, ponieważ docelowa grupa osób, z którymi prowadziliśmy to działanie, nie znała jakoś specjalnie języka angielskiego. A z kolei dla mnie – osoby asystującej była to sytuacja, w której musiałem bardzo uważnie obserwować, żeby wiedzieć, kiedy pomóc. Była to dla mnie lekcja wyczuwania poza barierą języka i wieku.
To jest niesamowite, co mówisz, bo tak jak o tym opowiadasz, to mam od razu skojarzenia z projektowaniem włączającym, którego bardzo istotnym elementem jest nie tylko tworzenie produktów, odpowiadających na potrzeby grup dyskryminowanych, ale również aktywizowanie tych grup np. przez tworzenie różnego typu warsztatów.
Chodzi chyba też o to, że rozwój to nie jest odcięcie się od wszystkiego. Żeby iść, czyli żeby zrobić krok, musisz się od czegoś odbić. Nic nie jest zawieszone w próżni. Chodzi o to, żebyśmy wiedzieli, od czego się odbijamy. Prawda jest taka, że jak wprowadzasz jakieś zmiany, jakieś ulepszenia, musisz ludziom dać czas i narzędzia jak się z tymi zmianami oswoić. Z wprowadzaniem zaawansowanych technologicznie ułatwień też trzeba się przecież cały czas oswajać.
Czy o tym właśnie będziesz mówił na swoim wykładzie?
Będę mówił o swojej metodologii pracy z osobami starszymi. Czyli, jak staram się wykorzystać doświadczenia zebrane przede wszystkim w oparciu o moją pracę z babcią. Jak wykorzystuję je w praktyce i jak można to przełożyć na środowisko japońskie, które jest szczególnie predysponowane do tego, żeby zauważać istotę grup seniorskich w społeczeństwie, ich potrzeb, jak i ich znaczenia kulturowego.