Poproszona o krytyczną refleksję na temat edukacji projektowej z perspektywy mojego zawodu, czyli projektantki produktu, szybko utwierdziłam się w przekonaniu, że jednym z ważniejszych aspektów, które powinnam poruszyć jest forma.
Poszukiwanie formy, w moim odczuciu, jest dla projektanta kwintesencją jego zawodu, wisienką na torcie, czymś na co czeka. Nie chodzi mi o formę „ładną”, „dizajnerską”, pasującą do tablicy na pintereście. Mam na myśli formę, która wynika bezpośrednio z naszej ciężkiej pracy włożonej w przeprowadzanie analiz i badań. O formę, która umożliwia także uchwycenie tego twórczego pierwiastka, który wynika wprost z naszej wrażliwości i subiektywnego postrzegania rzeczywistości. Aby ta forma miała szansę się narodzić, musi mieć czas. Musi przeżyć wiele swoich wcieleń, ewoluować. W moim odczuciu aspekt ten był jednak często marginalizowany w toku edukacji. Zdawałoby się, że w jednym projekcie, który trwa cały semestr i kończy się etapem koncepcyjnym, będziemy się formą rozkoszować. Będziemy próbować, szkicować, modelować, prototypować, rozważać różne aspekty – nie tylko techniczne, ale również te miękkie, związane z kulturą, psychologią, historią oraz innymi dziedzinami. Wszystko po to, by sprawdzać, jaki wpływ będą miały na kształtowanie projektu. Przecież ten cały świat powinien odbijać się refleksem w tej jednej formie… na jej zgłębianie zostawało jednak zawsze zbyt mało czasu.
Wydawałoby się więc, że na uczelni to czas jest największym przeciwnikiem formy. Projekty trwające cały semestr „ubierają się” w panice tydzień przed przeglądem! Trzeba przecież jeszcze zrobić zdjęcia, wydrukować plansze i… W tym miejscu proszę o przywołanie obrazu modelek zmieniających kreacje na backstage’u pokazu mody – tak, to właśnie takie semestralne projekty. A studenci tymczasem rozsmakowują się w swoich kilkudziesięcioslajdowych prezentacjach, które dostarczają fascynujących faktów, mniej lub bardziej związanych z danym projektem.
W moim odczuciu przeciwnikiem nabywania i doskonalenia jednej z najważniejszych umiejętności projektanta nie jest jednak czas. W realiach pracy zawodowej tydzień jest nierzadko całością czasu, jakim dysponuje się na przeprowadzenie na przykład kompletnego etapu koncepcyjnego. Przeciwnikiem formy na uczelni jest brak świadomości celu w całym procesie projektowym. Studenci łapią się kurczowo modelowego harmonogramu, skrupulatnie odhaczają kolejne pozycje z góry ustalonej ścieżki, gubiąc przy tym ten mały punkt na horyzoncie, do którego powinni się nieustannie zbliżać. Skuteczny proces projektowy nie jest jedynie listą zadań – od pierwszych minut powinien zawierać odbywające się w tle procesy, związane z katalizowaniem wszystkich powiązanych działań. Analizy i badania nie powinny tylko generować danych, powinny od początku także weryfikować zalążki formy rodzące się w głowie projektanta. Poszczególne etapy powinny odbywać się w sposób symultaniczny i dynamicznie reagować na rozwój wydarzeń. Wieloletnie doświadczenie zawodowe sprawia, że takie podejście jest automatyczne i oczywiste. Staje się takie, bo okazuje się jedynym wydajnym podejściem. Wierzę jednak, że już na etapie nauczania warto ćwiczyć właśnie tę umiejętność u studentów. W końcu jednym z niezbędnych atrybutów studenta opuszczającego mury uczelni jest portfolio pełne projektów, którymi przekona do siebie przyszłego pracodawcę bądź klienta. W portfolio nie zamieszczamy (nie)stety obszernych prezentacji, chcemy natomiast aby nasze modelki wyszły na wybieg w butach.