Projektant jak marynarz

Zastanawiając się nad przyszłością projektowania jako zawodu, myślę o jego zakorzenieniu w historii wytwórczości człowieka. Przyjrzyjmy się rozmowie dwóch fachowców, szlifierza klamek z Polski i włoskiego programisty robotów. Każdy mówi tylko ojczystym językiem. Wspólnie mają zaprogramować robota, by wykonywał pracę szlifierza. Odtwarzają w języku cyfrowym ruchy dłoni pracownika fabryki klamek spod Warszawy. „Zzzzzzy. Si?” – pyta Włoch. „Nie. Zzyt” – odpowiada Polak. Kilka godzin zajmuje im napisanie poprawnego programu. W tej anegdotce z życia nie jest ważny język ani czas przeznaczony na programowanie, lecz to, że robot, osiągnięcie najnowszej technologii, jest ułomny bez operatora i osoby, którą naśladuje. Jest narzędziem, które bez specjalistycznej wiedzy i umiejętności człowieka staje się złomem. Oczywiście nie jest to tak jednoznaczne, jak przedstawiam powyżej. Ludzie potrzebują narzędzi, by poprawiać jakość i komfort swojej pracy, dlatego je wymyślają i nimi pracują. Zaczęło się od prymitywnych narzędzi, takich jak pięściak z Olduvai, a obecnie mamy roboty, frezarki numeryczne, lasery, koparki, drony, stenty i wiele innych. Narzędzia uzupełniają dłonie, stają się ich przedłużeniem, pozwalają kopać doły, przeprowadzać operacje, projektować za pomocą programów CAD i CAM. Praca odbywa się szybciej, jest wykonywana dokładniej, ale czy na pewno lepiej i czy jest właściwie ukierunkowana?

Teraz należy wprowadzić na scenę projektanta, którego rola jest niezmienna od wielu lat, a może od zaistnienia zawodu. Główne cechy, których oczekuję u dizajnera, to wiedza plastyczna i ogólnotechniczna, kreatywność, żądza uczenia się, elastyczność w podejmowaniu decyzji, umiejętność rozwiązywania problemów projektowych i technologicznych, nieustająca chęć rozwoju. Należy dodać świadomość kontekstu kulturowego, w jakim pracuje, oraz umiejętność rozmowy ze specjalistami różnych dziedzin. Brzmi jak fragment ogłoszenia o pracę? Tak, a osób mających wszystkie te umiejętności jest bardzo mało. Z tego powodu dizajner ma być świadomy ograniczeń swoich i innych osób, by móc pracować w dowolnie dobranym osobowo zespole projektowym, badawczym lub wykonawczym. I tu pojawia się problem komunikacji z innymi osobami. Zrozumienia zlecającego zamówienie, możliwości technologicznych wykonawcy (raz jest to zlecający, a raz podwykonawca) i potrzeb odbiorcy, który czasem jest na początku łańcucha, a czasem na końcu. W każdym przypadku chodzi o rozmowę. Wypowiedź: werbalną, w formie gestu albo dźwięku, a także posługującą się modelem i prototypem. Dizajner, rozumiejąc, dla kogo i z kim pracuje, potrafi wymyślić projekt. Nie ma znaczenia, czy to produkt, usługa, projekt społeczny, ekspozycji lub sklepu, wnętrza, programu komputerowego albo strony WWW. Jak dużo jest dziedzin, tak wielu jest projektantów w nich się specjalizujących.

Jestem przekonany, że projektuje się zawsze dla ludzi, którzy akceptują – lub nie – wytwory wyobraźni projektanta ubrane w skórę technologii danej epoki. Uważam też, że niezależnie, jak bardzo chcę, by mój zawód był humanitarny, pożyteczny, potrzebny światu, to często ludzie, których spotyka się po drodze, mają wpływ na to, co jest projektowane i nie zawsze są to przedmioty dobrej jakości. Może to tylko kolejny produkt rynkowy i nic więcej, może innowacyjny materiałowo, funkcjonalnie i estetycznie wyrób. Dizajner nie zawsze decyduje, co ma zaprojektować, ale wybiera, dla kogo projektuje. To jest fascynujące w drodze projektowej: dla kogo chcemy projektować, komu chcemy służyć, w jakiej maszynie funkcjonować. Szeroko pojmowany przeze mnie rynek i klient to maszyna, a projektant jest tylko małym trybikiem, który pozwala całości funkcjonować. Im lepiej wykuty trybik, tym lepszy efekt można osiągnąć. Dizajner jest jak marynarz, pracuje na cały system, którym jest społeczeństwo. Im uważniej wybiera zleceniodawcę, tym silniej nowy produkt może oddziałać w skali lokalnej, kraju lub globalnej. Chcę, by projektant był marynarzem, który dba o statek, i by potrafił komunikować się z innymi jak dwóch wspomnianych na początku fachowców.

 


fot. Jarosław Hulbój

Tekst jest częścią cyklu O przyszłości towarzyszącemu numerowi 1/2019 pisma FORMY pt. Projektowanie jutra.

czytaj także: