Obecnie obostrzenia dotyczące kwarantanny są powoli luzowane, małymi krokami staramy się wrócić do rzeczywistości, która na pewno znacząco będzie się różnić od czasów znanych nam przed izolacją. Podczas pandemii każdy z nas miał trochę czasu na przemyślenia pewnych spraw – zarówno tych ważnych, jak i tych mniej istotnych. Na pewno u dużej liczby osób dostrzegalny był niepokój wywołany zmianą trybu pracy i wypełniania codziennych obowiązków, które trzeba było wykonać w większości przypadków zdalnie, w tej samej przestrzeni, w której na co dzień jemy, śpimy i odpoczywamy. Ilość naszych obowiązków się nie zmieniła, za to forma ich wykonania – już tak. Dopiero teraz, gdy spędzamy cały dzień przed ekranem komputera zaczęliśmy marzyć o powrocie do przestrzeni, gdzie istnieje podział między pracą a życiem prywatnym.
Ale czy w czasach przed pandemią potrafiliśmy zachować balans między pracą a odpoczynkiem?
Od samego początku kwarantanny, w naszym najbliższym otoczeniu i u nas samych dostrzegłyśmy jeden konkretny schemat zachowań, który, jak się okazuje, powtarzał się u wszystkich. Po etapie szoku i późniejszego chwilowego nacieszenia się wolnością nastąpił skok motywacji przejawiający się tworzeniem kilometrowych list rzeczy do zrobienia, na które od dawna nie miało się czasu. Znajdowały się tam zadania na uczelnię, zaległe zlecenia, projekty, ale także: nauka języków obcych, ćwiczenia rozciągające do zrobienia pełnego szpagatu, nauka mandaryńskiego itd. Potem nastąpiło zderzenie z rzeczywistością. Ciężko samodzielnie narzucić na siebie dyscyplinę, a liczba zajęć, które na siebie wzięliśmy jest zwyczajnie przytłaczająca, szczególnie w sytuacji, gdy nie jesteśmy przyzwyczajeni do obecnego trybu życia. Byliśmy i jesteśmy społeczeństwem, które jest nastawione na ciężką pracę, a ,,motywują’’ nas wszelkiego rodzaju historie ludzi sukcesu, których recepturą na powodzenie jest maksymalna organizacja dnia i produktywność. Niestety, ale artykuł pt.: „Jak wygląda dzień Elona Muska”, niekoniecznie będzie wskazywał idealne rozwiązania dla Ciebie.
Problem presji produktywności istnieje już od dawna. Z większą lub mniejszą skutecznością próbujemy być produktywni. Tylko, czy faktycznie jesteśmy produktywni, czy po prostu zajęci?
Przebywanie w izolacji spowodowało, że nasze problemy się uwydatniły i tym razem nie zniknęły podczas codziennej rutyny. Może przemyślenia z czasów kwarantanny, zamiast zamiecione pod dywan, powinny zostać z nami na dłużej? Może to specyficzne doświadczenie powinno nam dać impuls do podjęcia jakichś (małych!) kroków w zmianie na lepsze? Bo jak wiemy, najciężej jest pracować nad własnym charakterem i nawykami. Skoro nie możemy zatracić się w codziennej rutynie, próbujemy imitować sobie normalne życie przez narzucenie na siebie niemożliwej do wykonania listy zadań.
Widząc taką falę propozycji i artykułów od razu czujesz, że coś jest z Tobą nie tak, jeśli nie jesteś w stanie wykonać tych wszystkich rzeczy w ciągu dnia, ba! a nawet miesiąca.
,,Zrozum, że kwarantanna to maraton. Jak zaczniesz go sprintem to skończysz wymiotując na własne buty pod koniec tego miesiąca’’ ~ Aisha S. Ahmad, „The Chronicle of Higher Education”
Musimy sobie uświadomić, że nie można być cały czas zmotywowanym. Jest to po prostu niemożliwe. Zarówno skoki motywacji, jak i drastyczne spadki pod wpływem różnych czynników, miewamy co jakiś czas. Nie dotyczy to jedynie czasu izolacji. Nie możemy mieć zbyt wielu celów w jednym momencie. Jeśli ustalimy sobie priorytety i będziemy realizować je po kolei istnieje większa szansa, że je zrealizujemy. W momencie niskiej motywacji w utrzymaniu postanowień pomaga zdyscyplinowanie, które można wypracować.
Dla wielu ludzi są to wymienne określenia, niestety to pułapka, w którą sami się wpędzamy. Trzeba uświadomić sobie różnicę między byciem zajętym a produktywnym. Możesz być zajęty przez osiem godzin w ciągu dnia i tak naprawdę zrobić niewiele albo być produktywnym przez trzy godziny i zrobić coś rzeczowego. Paradoksalnie większość z nas jest zajęta, a bywa produktywna. Bycie zajętym powoduje, że odwlekamy zmierzenie się z problemami, które ze względu na brak czasu i wygodę odsuwamy na dalszy plan bez większego poczucia winy. Jest to łatwiejsze, a przy okazji możemy się chwalić ciągle wypełnionym grafikiem, co jest kojarzone z obrazem człowieka sukcesu. Nadmiernie stymulowana i zaplanowana kultura pracy, w której żyjemy, uniemożliwia nam prawdziwą obecność w naszym życiu.
„Prawie wszyscy, których znam, są zajęci. Czują się niespokojni i winni, kiedy nie pracują lub nie robią czegoś, by promować swoją pracę.’’ ~ Tim Kreider, „The New York Times”
Jeśli bycie zajętym daje nam komfort psychiczny to niekoniecznie musimy z tego rezygnować, a z drugiej strony, gdy wszystko nas przytłacza pozwólmy sobie na ,,nicnierobienie’’. Kiedy widzimy, że osoby w naszym otoczeniu są cały czas zajęte, nie ma sensu wywierać na sobie presji, że my też musimy – to samo dotyczy produktywności.
Przestańmy porównywać się do innych i róbmy swoje.
Warto wspomnieć o stronie przeciwnej do kultury produktywności jaką jest ruch slow. Istnieje on od lat, opowiada się za zmianą w kierunku spowolnienia tempa w różnych aspektach życia np.: w kwestii żywienia, zakupów, ale i w sferze duchowej. Niestety, pomimo świetnego przesłania jest on skomercjalizowany i wykreowany w dużej mierze na pusty trend, a szkoda. Ludzie chcą np. medytować lub uprawiać jogę dlatego, że koleżanka z biurka obok tak robi, chociaż mogłoby to mieć bardzo pozytywne skutki, gdyby podchodzili do tego z sercem. Slow life to przede wszystkim równowaga. Powoli stajemy się świadomi zagrożeń w kontekście przemysłu, środowiska, ale wciąż na dalszy plan odkładane jest zdrowie psychiczne, które przecież jest najważniejsze. Jeśli ktoś podejmuje wysiłek, aby żyć według zasad ruchu slow, to warto podjąć nad nimi refleksje. Zauważanie i docenienie drobnych rzeczy wcale nie jest takie łatwe jak się wydaje.
Nie mamy rozwiązania na to, jak nie poddać się tej, w dużej mierze, toksycznej kulturze, ani receptury, jak organizować sobie dzień, aby być maksymalnie produktywnym. Tak jak wszyscy zmagamy się z wymienionymi trudnościami. Wspomniane przez nas wcześniej problemy nie są odkryciem Ameryki. Tym bardziej jest to zadziwiające, że jesteśmy przynajmniej częściowo świadomi tego w jakiej kulturze funkcjonowaliśmy i funkcjonujemy, a nie możemy lub nie umiemy tego zmienić. Bezmyślnie uczestniczymy w wyścigu, ale nie wiemy gdzie jest meta.
Cytaty:
- Aisha S. Ahmad, Why You Should Ignore All That Coronavirus-Inspired Productivity Pressure, „The Chronicle of Higher Education”
- Tim Kreider , The ‘Busy’ Trap , „The New York Times”
Źródła:
- Change Pilots, THE RIGHT TIME – pandemic as an excuse for deeper social changes.
- India Block, Architecture students „considered suicide” over long hours , „Dezeen”
- Ruch slowness, The World Institute Of Slowness
- Joe Pinsker, ‘Ugh, I’m So Busy’: A Status Symbol for Our Time , „The Atlantic”.
- Jackie Smith, Joyce Dalsheim, Why busy-ness is so damaging.
Ilustracja: Iga Puzdrowska
—
korekta: Anna Warzecha